czwartek, 26 listopada 2020

Sylwia Chwedorczuk - Kowalska. Ta od Dąbrowskiej [recenzja]

 

Wydawnictwo: Marginesy
Warszawa 2020

Najbardziej dotkliwy i oburzający jest tej książki tytuł. Jeśli to działanie celowe, mające pokazać, jak bardzo sama Kowalska ulegała ogólnolenmu postrzeganiu swojej własnej twórczości, to zabieg się udał, choć mnie przyprawia o silną złość.
Ale od początku. Ostrzegam: esencja biografii.
Rodzice Anny, Aniela i Ludwik Chrzanowscy nie mają łatwo w życiu. Często się przeprowadzają, co prawda w obrębie Lwowa, ale ojciec, pracownik służby celnej co chwilę zmienia służbowe mieszkania, w zależności od rogatki, którą obsługuje. Biedują. Rodzina Chrzanowskich nie popiera synowskiego wyboru małżonki. Ludwik Klemens posiadający francuskie korzenie, przeszłość i uznanie trafia do smutnej i biednej Polski zakochując się w zwyczajnej pannie.
Anna z rodzinnego domu pełnego niepewności i niedostatków trafia pod opiekę babki od strony ojca i jej córek na ulicę Lelewela, a tam "francuszczyzna, starość, ciche głosy, kurczowe trzymanie się drobnych nawyków, nostalgia za przeszłością, strach przed każdą zmianą, a także zapach lawendy i kolońskiej wody, wino do obiadu, lśniące posadzki i wciąż drobne nagany, że nie umie się jeść, chodzić, nawet oddychać". Babaka Quinton wraz z ciotkami budzą w małej tęsknotę za wielkim światem i podróżami, językami. Niesiona marzeniami musi uporać się z pierwszym ważnym uczuciem do gimnazjalnej nauczycielki, Marii Jarosiewiczówny.
Gdy przychodzi czas na studia na lwowskim uniwersytecie im. Jana Kazimierza, Anna zakochuje się w wykładowcy, archeologu i fililogu klasycznym Jerzym Kowalskim, wkrótce się pobierają. Rozpoczynają wygodne życie pełne podróży (Grecja, Włochy, Hiszpania, Turcja, Tunezja), wspólnie piszą, wydają, prowadzą dom otwarty. 
Recenzenci pierwszych literackich prób zarzucają Kowalskim zbytnią ironię, przesadę, często nawet parodię,  zbytnią obszerność i złożoność materiału. Zresztą, Anna nie miała dobrego zdania o swoich umiejętnościach, pisała: "mam obrzydzenie do swojego stylu, przypomina brzóski w maju i różowe kokardy we włosach". Zastanawiała się nawet czy poza podejmowaniem gości i prowadzeniem rozmów potrafi coś innego.
Inne zdarza się w 1940. Wówczas do Lwowa przybywa Maria Dąbrowska ze Stanisławem Stempowskim i zatrzymują się u Kowalskich. Później w 1943 Anna przyjeżdża do Warszawy w poszukiwaniu lepszych warunków do życia . I tak zaczyna się ich wspólna historia.
Kowalska nie miała złudzeń co do swojej natury: "głupio zawsze chwalę się gwałtownością, lesbijskością". Jest postawna, ciemne, krótkie włosy zaczesuje na bok, sprawia wrażenie pewnej siebie i dominującej.
Jerzy, jej mąż zwykł mawiać o niej (w kontekście znajomości z Dąbrowską): fagas, garderobiana. Wszyscy wokół uznawali wielkość autorki "Nocy i dni", nawet mąż jej kochanki. 
Targana emocjami związanymi z wyborami, życiowymi doświadczeniami, biedą, troską o bliskich i ich byt, a przede wszystkim trudną, szarpaną, wymagającą i pełną bardzo złych emocji relacją z Marią jest Kowalska udręczoną i niepewną siebie kobietą.
Zdarza się jej być twórczynią, ale to wtedy, gdy już nie trzeba myśleć o węglu na zimie, pieniądzach na dom, czy wsparciu dla rodzeństwa.
Umęczona, udręczona, czasem nie wie czy związek z Dąbrowską jest naprawdę czy może to rodzaj pomyłki, wyrzutu sumienia, zaniedbania, które ciągnie się w nieskończoność.
Po wojnie jedna we Wrocławiu, druga na Polnej w Warszawie. Piszą do siebie, jeżdżą, a z ich listów wyziera toksyczny, naznaczony rezygnacją, zazdrością i niezgodą na świat związek, który więcej im przysparza trosk i cierpienia niż radości, a mimo to trwają w nim do końca.
Chwedorczuk, na szczęście, nie ulega tak dziś popularnemu trendowi na fabularyzowanie i fantazjowanie w sprawie szczegółów biograficznych opisywanych postaci.
Szuka w dokumentach, wśród relacji świadków, jeśli wysnuwa wnioski to na podstawie korespondencji i namacalnych dowodów, nie zaś bajdurzenia (od razu przychodzi mi na myśl Orliśnki i jego niestotoswnie przebajdurzona biografia Stanisława Lema) i jaskrawienia anegdot.
Zresztą, w przypadku Kowalskiej, anegdot brak.
Smutne, trudne życie, pełne walki o swój styl, twórczość, miłość, szacunek. Walk najczęściej przegranych.
Znajomi, bliżsi i dalsi, komentując jej próby literackiej, bardziej ganią (Miłosz, Parandowski), rzadziej chwalą, a jeśli nawet to i tak z pewnym zaznaczniem (Witkacy o jednym z tekstów: "podobałby mi się więcej, gdyby był albo jeszcze więcej oderwany, albo więcej naturalistyczny").
Kowalska ma pod górę: i w życiu i w twórczości.
Dąbrowska jest jak tantalowa męka: pije, wpada w twórcze rozpacze, egositycznie nienawidzi całego otoczenia partnerki, co wyrzuca jej w kolejnych listach, w chwilach opamiętania zaś stygnie i przybiera ludzkie oblicze.
Kowalska nie pozostaje dłużna i tak walczą ze sobą, nie potrafiąc z tego zrezygnować.
Może stąd moja złość na tytuł, na postawienie głównej bohaterki książki w pozycji podległej, mniej ważnej niż postaci, które były z nią w relacjach, a które zarówno przez jej współczesnych, jak i nam teraźniejszych są bardziej pamiętani.
Przybliżenie losów i twórczości Kamińskiej to potrzebny i ważny zabieg, który (mam nadzieję) przywróci ją literaturze.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz