Wydawnictwo: Czarne
Wołowiec 2020
Grynberg jak zwykle kameralny.
Pierwsze skrzypce wciąż gra w jego prozie zmilczenie, bezgłos, domyślniki. To nie zarzut, to luźne spostrzeżenie. Wyżej wymienione cechy pasują do utworów Grynberga jak ulał. Poruszana w nich tematyka najlepiej się czuje w intymności, spokoju, zdaniach oznajmujących, nie wykrzyknieniach.
Ta oszczędność budzi u Czytelnika pokorę i uwagę. Skłania ku refleksji i wyciszeniu, zadumie i empatii.
Zdarzenia przedstawione w książce to przede wszystkim życie z odziedziczoną traumą przedstawicieli drugiego i trzeciego pokolenia.
Ich wspomnienia z dzieciństwa, lat młodzieńczych, przeplatają się z teraźniejszością, w której sami już muszą dźwigać rozmaite społeczne role, silnie emocjonalne, obciążone wielką odpowiedzialnością za kolejne pokolenia.
Według mnie bardziej niż ciążący nad wszystkimi bohaterami mroczny cień Shoah, dotkiwy jest obraz postępującej starości, zmieniania się rodziców, ich powolnego gaśnięcia, z którym bardzo ciężko się pogodzić. Ojciec, który był motorem i siłą napędową działania, na starość dziwaczaje, krzyczy z balkonu, coraz mocniej też zamyka się w sobie. Dzieci przejmują role rodziców, czasem są rozjemcami, czasem moterem działania (historia z ciotką profesorką), coraz częściej zaś niosą trud bycia główną siłą sprawczą rodziny, a co gorsza, także punktem odniesienia.
Opowieść o odchodzeniu, przemijaniu, życiu z pewnego rodzaju piętnem historii, ale także zapasem miłości, przywiązania, bycia wspólnotą w sprawach fundamentalnych i błahych. Dobra lekcja szacunku do swoich pokoleń zstępujących, ale też wstępujących, zwrócenie uwagi na relacje, kontakty, wspólne historie i te elementy, które tworzą poczucie bliskości i podobieństwa: odbywane cyklicznie niedzielne obiady, rozmowy, rytualne, powtarzające się zachowania i przyzwyczajenia, będące składową odrębności i niepowtarzalności poszczególnych członków rodziny.
Te historie, zaiste, są "Poufne": sekrety rodziny, tajemnice rodzeństwa, zatargi, animozje, uczucia i namiętności. Tak jak w niemal każdej innej rodzinie.
Odnoszę też wrażenie, może mylne, że bohaterowie naznaczeni są odejściem, jakby samo ich wspominanie i umieszczanie w historii było sposobem na pożeganie.
Jak wiele można powiedzieć mówiąc naprawdę niewiele.
Nie mówię nie.
OdpowiedzUsuń