niedziela, 6 stycznia 2013

Harlan Coben – Schronienie [recenzja]

Po przeczytaniu serii książek o Myronie Bolitarze, raczej z sentymentu, aniżeli wielkiej potrzeby przyszedł czas na zapoznanie się z nowym bohaterem o tym samym nazwisku. Kto czytał przygody byłego koszykarza ten wie, że w każdej powieści realizowany był podobny schemat: sport, nonszalancki, pakujący się w kłopoty Myron, gangsterzy, a do tego zawsze gotowi na ratunek Win Lockwood III, Esperanza i ewentualnie Wielka Cindy.

W nowej serii palmę pierwszeństwa dzierży Mickey, bratanek Myrona. Trafia on do domu swego stryja po śmierci ojca. Zmiana środowiska, niechęć z jaką darzone jest w okolicy nazwisko Bolitar, a także awersja do stryja i strach o matkę, która leczy się w klinice odwykowej – to właśnie trawi nastoletniego bohatera.
Mimo licznych niewygodnych transformacji, w życiu Mickey'a pojawiają się nowe przyjemne perspektywy. Zaprzyjaźnia się z rówieśnikami ze szkoły: Emą i Łyżką. Zyskuje też sympatię najładniejszej dziewczyny, Ashley. Ta jednak znika. Z pomocą nowych przyjaciół rozpoczyna poszukiwania zaginionej. Na jaw wychodzą niepokojące, tajemnicze fakty dotyczące Ashley. Kim tak naprawdę jest dziewczyna, czemu zniknęła? Nie są to jedyne pytania dręczące nastoletnią głowę. Z ust ekscentrycznej staruszki słyszy, że jego ojciec wcale nie umarł. Zaniepokojony, ale też zaciekawiony tą informacją zaczyna szukać prawdy o swojej rodzinie. Z tym wątkiem łączą się najbardziej kuriozalne rozwiązania w książce. Nie chcąc zdradzać zbyt wiele powiem tylko, że silnie powiązane z II wojną światową i Holocaustem...
Schronienie nie spełnia oczekiwań. Momentami ma się wrażenie, że autor bardzo się męczył konstruując fabułę. Trąci rozwiązaniami na siłę, brak jej lekkości. Być może to chwilowa zadyszka. Czas pokaże co zgotuje swemu nowemu bohaterowi Harlan Coben. Miejmy nadzieję na lepsze koncepcje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz