Wydawnictwo Marginesy
Warszawa 2024
Nie zrobię z tym nic. Nie chcę. A jednocześnie mam sobie za złe, że patrzę na twórczość Stańczakowej przez pryzmat jej niewidzenia.
Irytująca jest ta ciągła potrzeba nadawania cech, łatek, szufladkowanie. Tkwiąc w tej (parszywej jednak) sytuacji aż po uszy próbuję dobić do brzegu i znaleźć w Stańczakowej poetkę. Bez dopisku: ociemniałą poetkę. Nijak mi to nie idzie.
Trudne wojenne losy, nieuleczalna choroba, późny debiut. Te trzy określenia najmocniej rezonują ze Stańczakową. Mniej koligacje rodzinne, przyjaźnie i znajomości literackie. Niech wybrzmi sama.
Najbardziej wraca do mnie tematyka utworów: eksplorowanie doświadczenia niewidzenia, próba opisu tej sytuacji i przekazania jej osobom widzącym. Jak zintegrować to co zapamiętane z przeszłości, z tym co doświadczalne teraz. Na ile pamięta się kolor, kształt, twarz?
Prozinki są inne, upiększone dowcipem, czasem lekkością, a to dobre, gdy rzecz dotyczy codzienności, tak zwyczajnej przecież. Dają też możliwość poznania Poetki, obcowania z jej problemami, wyborami, rzeczywistością. Interesujące doznanie.
"Marginesy" wydały tę książkę bardzo starannie, za co należą się wydawnictwu same pochwały. I znów wrażenie wizualne, i znów wracam do pryzmatu widzenia.