Wydawnictwo: Znak
Kraków 2023
Na okładce: Amon Carter Museum of American Art, Fort Worth, Texas.
Na początku dedykacja: "Utracie. I jeszcze - ptakom".
Obydwa te komponenty całości bardzo do mnie przemawiają, dając Autorce duży kredyt zaufania już na początku. A jeszcze mój ulubiony pisarz, Wit Szostak poleca, by powieść tę czytać w skupieniu i docenia pracę Lebdy.
I chwilę potem przychodzi pierwsze rozczarowanie: "Wiesz, zawsze chciałam być suką tej wsi, mieć cały Maj na własność". Dalej jest kontekst, który wcale nie tłumaczy skonfundowania jakie wywołuje to przytaczane wyżej zdanie.
Nie znajduję drogi do bohaterów tej opowieści, nie ufam językowi, który wydaje się być tak usilny, że aż rozczarowujący. Fabuła, rys (powiedzmy) charakterologiczny postaci, wszystko to niknie w formie. W sposobie (nie)radzenia sobie z językiem. Powtórzenia, kluczenie w kółko, dość płytkie jednak postaci rujnują kredyt zaufania zasugerowany w początkowej części mego listu. Miałkość w jaką ubrała Autorka tak trudny i tak dojmujący temat jakim jest odchodzenie i śmierć zdumiewa. Mając tak duży kapitał: zarówno w sensie konceptu, jak i tematu, aż szkoda, że został on tak mocno uproszczony.
Poetycki rodowód Autorki jest tutaj tylko przeszkodą. Sposób prowadzenia, komponowania jej prozy trywializuje poezję. Czy ta narracyjna próba miała być krokiem dalej? Pewnie tak. Dla mnie okazała się jednak wydmuszką, która operując, w gruncie rzeczy, banałem (w sensie możliwości językowych) obnaża powierzchowność i niemrawość tej próby literackiej poruszania się w innym niż poezja gatunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz