niedziela, 26 września 2021

Zyta Rudzka - Ślicznotka doktora Josefa [recenzja]

 

Wydawnictwo: W.A.B.

Warszawa 2021


Starość: "naruszanie ciemności", "grzebanie w mroku". Gnijące lub wysychające ciała, rzygowiny, siki, "usta otwarte, jęzor wywalony, siny, sztywny". Niepamięć, samotność, upokorzenia serwowane w stołówce domu starców. Piramidalny dramat.

Ludzie zatopieni w swoich ograniczeniach, postępującej starości, która objawia się w różnych przykrych formach, czy to fizjologicznych czy umysłowych. 

Pensjonariusze domu spokojnej starości kryją wiele sekretów z przeszłości. Jednych skrzętnie pilnują, by nie wyszły na światło dzienne, inne mitologizują przerabiając w heroiczne opowieści. Tak jest z panią Czechną, zadbaną wdową, wciąż podkreślającą swoją atrakcyjność fizyczną. Jako dziecko trafiła do Auschwitz, gdzie była obiektem zbrodniczych pseudonaukowych działań Josefa Mengele. 

Po latach, z perspektywy wiklinowego fotela stojącego w ogrodzie domu starców wszystko wygląda inaczej. Nawet narracja pani Czechny, która teraz w rozmowach siebie przedstawia jako "Miss Auschwitz", ulubienicę Doktora Śmierć, istotę nieziemskiej piękności, której zewnętrzna powłoka nie tylko uratowała wtedy życie, ale też nadała miano legendy, skrzętnie podtrzymywane podczas small talków przy poobiednich sjestach.

Zarówno Czechna, jak i pozostali znani nam mieszkańcy domu starców żyją przeszłością, w której realizowali plany, byli poważani i potrzebni, mieli wyjątkowe przygody, czyniono im rozmaite awanse.

Gorzej z dziećmi. Te, jeśli tylko pojawiają się gdzieś w opowieściach, są nikłym cieniem, mało widocznym zza wachlarza sukcesów zawodowych i obyczajowych. Dzieci ich nie chcą, oddali zgrzybiałych, nieatrakcyjnych seniorów pod klucz opieki całodobowej, tymczasem sami spieniężają majątki rodziców, podróżują, raz do roku ślą kartkę z informacją, że wpadną w sierpniu przyszłego roku, a mamusia niech grzecznie zjada posiłki, bo przecieć cała emerytura przelewana jest na konto ośrodka.

Samotni, zapomniani, pełni traum, czasem jeszcze ukrywają kawałki chleba w różnych miejscach, czasem już wyzwalają się z tego etapu poobozowych urazów. 

Ta gorzka, chyba jednak pozbawiona pierwiastka optymistycznego opowieść wstrząsa. Autorka w swoim narracyjnym stylu, w komponowaniu opowieści z powtarzających się trwale fragmentów, oglądanych tylko z różnych stron, ale wciąż krążących wokół jednego tematu jest nieustępliwa i stanowcza. 

Pokazując dramatyczny, pozbawiony radości i perspektyw obraz starości, daje pole do przemyśleń, tylko, idąc dalej tropem nastroju dominującego w książce, czy znajdą się tacy czytelnicy, których ta opowieść prawdziwie poruszy?


Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz