sobota, 13 lutego 2021

Sally Rooney - Rozmowy z przyjaciółmi [recenzja]

 

Przekład: Łukasz Witczak

Wydawnictwo W.A.B.

Warszawa 2021


Frances to mieszkająca w Dublinie 21-letnia studentka i poetka, która szuka własnej drogi. Obserwuje, doświadcza, smakuje życia i ludzi, ot, naturalna kolej rzeczy w przypadku osoby, która dopiero wkracza w dorosłość - z reguły ponurą i pełną zakrętów.

Postrzegana jako dojrzała, jest jeszcze bardzo nieukształtowaną, momentami naiwną młodą kobietą, pełną ufności, ale też drobnych egoizmów. Polecę frazesem, ale tak, ta dziewczyna to tabula rasa w kwestii relacji społecznych.

Przypadkowa znajomość z wziętą dziennikarką Melissą, jej mężem Nickiem, aktorem teatralnym, a także ich środowiskiem, skutkuje dla Frances wielkimi zmianami. Nagle przeobrażają się jej życiowe dekoracje: miejscem spotkań są już nie tylko księgarnie slamowe, ale zasobne wille i letnie domy na francuskim wybrzeżu, rauty, wystawne kolacje itp.

Wyjątkowo mocno zarysowuje się tutaj granica między skromnym domem z którego pochodzi, a burżuazynym towarzystwem, aż krasieniącym od dobrobytu. Zresztą, wątek różnic ekonomicznych nie jest wiodący, pokazuje rozpiętość problematyki, pozostając w cieniu bardziej palącego problemu, jakim są złożone relacje towarzyskie i intymne. Pozorność kontaktów, interesowność, jednorazowość, a nade wszystko strach i samotność są podstawą tych relacji. Trwające i tworzące się związki również ulegają wspołczesnym modelom - są okrojone z prawdy, bez całkowitego otwarcia na partnera, ze świadomością tymczasowości i koniecznością posiadania backup'u pod postacią kochanka lub dwóch. Świat jest na chwilę, świat jest dany na określony czas, ludzie także.

Frances próbuje poradzić sobie z nabierającą intensywności fascynacją Nickiem. Wie, że jest żonaty, starszy, pochodzi z zupełnie innego świata, ma inne doświadczenia i życiowy start. Ale, przecież nie od dziś wiadomo, że ćmę ciągnie do ognia... Frances pierwszorzędnie odnajduje się w roli ćmy, obijającej się o wyfiokowanych, przeintelektualizowanych i bogatych znajomych Melissy i Nicka.

Jedni patrzą na nią jak na buntowniczkę, inni odrealnioną poetkę, ile ludzi tyle twarzy. Dziewczyna po prostu uczy się życia, siebie, poznaje swoje pragnienia i możliwości ich realizowania. Czasem ten proces jest irytujacy, innym razem bolesny, a nieraz rozczarowujący. 

Nie uważam, by ta książka była przykładem wyjątkowego talentu. Widzę ją raczej jako próbę opowiedzenia o współczesnych relacjach w schematyczny, uproszczony, podkoloryzowany środowiskiem sposób, przez co pachnie to trochę naiwnością i wtórnością.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz