Wydawnictwo W.A.B.
Warszawa 2018
Chyba zbyt mało wody upłynęło od mojego ostatniego spotkania z twórczością Rudzkiej.
Zaczęłam zresztą od nowszej powieści "Tkanek miękkich" tutaj recenzja. I tam było mi trudno dostosować się rytmu języka. W "Krótkiej wymianie ognia" poczułam zmęczenie i rozczarowanie: stylem, tematyką, a także słowotwórstwem Autorki i częstymi w powieści zabawami językiem poprzez zlepki wyrazowe, skojarzeniowe związki wyrazowe itp.
W "Tkankach" głos należy do mężczyzn - trudnej relacji ojca i syna, ojciec żyjący na podlaskiej wsi, syn pracujący w mieście. Tutaj zaś marne i rzadkie kontakty matki z córką. Starsza pani mieszka na prowincji w zapomnianej wiosce, córka - wykształcona i znana poetka żyje w Warszawie.
Problemy osobiste, tęsknota za przeszłością, młodością, pragnieniami i marzeniami, rozczarowaanie rzeczywistością i tym co przyniosło życie - oto o czym traktują obie powieści. Szkielet został ten sam - zmienili się bohaterowie.
W "Krótkiej wymianie ognia" interesujące były monologi matki, odkrywające przed czytelnikiem tajemnice z przeszłości, wojennej, powojennje, trudnej i ukrytej w meandrach pamięci.
Warto też wspomnieć główną bohaterkę, Romę - bez mała 70 - letnią poetkę, kobietę z krwi i kości, która wciąż ma ochotę na życie i przyjemności z niego płynące. Słuszne zwrócenie uwagi na seksualność kobiet po menopauzie nie powinno dziś nikogo dziwić, ani tym bardziej bulwersować, ale pewnie znajdzie się niejeden oburzony święty, który uzna podobną tematykę za obrazoburczą.
Ciekawe, czy gdybym sięgnęła najpierw po "Krótką wymianę ognia" psioczyłabym na "Tkanki miękkie"? Czy Zyta Rudzka w nadmiarze psuje ogólny odbiór swoich powieści? Czy może po prostu nie jest to najlepsza jej książka? Nie wiem. Zmęczyłam się powykręcanym językiem, trudno mi było brnąć przez kolejne strony zapchane wyboistymi słowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz