sobota, 18 kwietnia 2020

Małgorzata Sidz - Kocie chrzciny. Lato i zima w Finlandii [recenzja]

Wydawnictwo: Czarne
Wołowiec 2020

Ależ się umęczyłam. Dawno już nie przewlekałam lektury tak długo. Nieznośny, dla mnie, jest styl autorki: rwany, przerywany, taki, który się nie klei.
Tu rozmowa podsłuchana w tanim barze, powiela wszelkie stereotypy i mity związane z Finami, chwilę dalej wojna o szwedzkich Finów. Pomieszanie z poplątaniem, brak jakiejkolwiek ciągłości i konsekwencji, który wygląda tak, jakby autorka co chwilę sobie przypominała jakąś kliszę zachowań i wieści i wtłaczała ją naprędce w zdanie, i tak już wątpliwej jakości.
Reportaż musi mieć solidne podstawy: warsztat, koncept autora, a do tego jasno określony cel i plan działania - jeśli zaczyna się wątek, musi on być skończony, a nie urywany w jednym miejscu, a wlepiany w innym. Tutaj żadne z powyższych nie zostało spełnione.
Według autorki Finowie to zakochani w naturze biathloniści, którzy w wersji hard kochają też hokej. Ich jedyną radością jest praca,  nordic walking, niechęć do wydatków i zapach grillowanego łososia.
Czy Finlandia to tylko uniwersyteckie miasto Turku? Czy Finlandia to tylko znajomi autorki, jej erasmusowi towarzysze akademickiej przygody? Momentami takie właśnie można odnieść wrażenie.
Odradzam tę książkę ze wszech miar: językowo miałka i anemiczna. Światopoglądowo nieobecna. Literacko nieobecna. A faktograficznie? Krępująca szablonami.
Książka miała - w założeniach wydawniczych - pokazać "kraj pełen sprzeczności i podziałów, wspaniały i trudny zarazem". Nie oczekujcie odpowiedzi na to pytanie. Co najwyżej, będziecie umęczenie kategoryzowaniem Finów na szwedzkojęzycznych i fińskojęzycznych.
Strata czasu.
I zagadka dla czytelnika - czy w Czarnym ktoś to w ogóle przeczytał? Bo wciąż nie mogę wyjść ze zdziwienia, że puścili do druku taką miernotę, która naprawdę nie zasługuje ani na uwagę, ani na druk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz