poniedziałek, 9 maja 2016

Stig Dagerman - Niemiecka jesień. Reportaż z podróży po Niemczech [recenzja]

Przekład: Irena Kowadło - Przedmojska
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2012

Jesienią 1946 roku jedna ze swedzkich gazet wysłała do Niemiec swego korespondenta, Stiga Dagermana. Miał on opisać krajobraz po upadku Trzeciej Rzeszy. To, co zobaczył najlepiej określić słowami: głod, zimno, bieda, rozgoryczenie i żal.
Reporter odwiedził wiele zadymionych, wilgotnych piwnic, w których spotkał dzieci śpiące w ubraniach, bezdomnych śpiących w piwnicznych korytarzach, gdzie woda sięga do kostek, a zimno jest przenikliwe.
Bez względu na to, czy akurat przebywał w Hamburgu, Berlinie czy Stuttgarcie, wszędzie napotykał ten sam mrok i beznadzieję. W Berlinie natknął się na polską nauczycielkę, która, by utrzymać siebie i syna wciąż raiła nowych klientów, szukała towarów na wymianę, handlowała czym popadnie, choć (jak zdradziła reporterowi) brzydziła się tego typu praktykami. 
W ruinach dworca w Hanowerze natknął się na kolejne partie bezdomnych, którzy okupowali też bocznice kolejowe, na których zgromadzono bardzo wiele wybrakowanych wagonów kolejowych, zbyt popsutych, by przewozić towary, wciąż dobrych dla ludzi... 
Dagerman nie ocenia, nie staje po niczyjej stronie, jest obserwatorem zajść, podglądaczem trudnej powojennej rzeczywistości, w której towarem największej wartości jest worek ziemniaków, zaś dla młodych dziewcząt amerykański żołnierz, który za seks może podarować konserwę czy tabliczkę czekolady. Rok 1946 był czasem głodu, wszystko i wszyscy patrzyli na świat przez jego pryzmat.
Czasem tylko zdradzał się ze swoimi prywatnymi emocjami, na przykład wówczas, gdy opisuje historię rodziny z małym dzieckiem zamieszkującej kolejowy wagon. Dziecko jest blade, wręcz szare, niedożywione, płaczliwe, kaszlące. Ciężko orzec, czy przetrzyma zimę, w takich warunkach to bardzo trudne.
W innym reportażu pisze o lasach i wioskach, które najszybciej uporały się z wojennymi pamiątkami (wraki spalonych samochodów, armat, ruiny gospodarstw), w przeciwieństwie do miast, które z mozołem i na razie bez większych efektów próbują podnieść się z upadku. Miasta wyglądają na wymarłe, ludzie kryją się w ocalałych piwnicach, wychodząc tylko w poszukiwaniu jedzenia.
Mimo wszystko, ludzie szukają rozrwyki, co autor konstatuje z niejaką goryczą. Mało kogo stać na bilet teatralny (choć te i tak pękają w szwach), dlatego też wielką popularnością cieszą się rozprawy przed trybunałem denazyfikacyjnym, gdzie demaskuje się nazistów. Wielu z nich za cenę kilkuset marek kupowało fałszywych świadków, którzy przed sądem byli niejako gwarantami wojennej czystości i prawości oskarżonego.
Zagubienie, smutek, poczucie klęski i kompletnej beznadziei, które charakteryzują Niemcy, udziala się też szwedzkiemu reporterowi. W wyważony, oszczędny sposób pisze o sprawach ważnych, ubierając je tylko w najpotrzebniejsze słowa, które mają dużą moc.
Niech ta książka będzie drogowskazem dla wszystkich rozwlekłych pisarzy. Sztuka tkwi w oszczędności, siła wyrazu również.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz