środa, 6 stycznia 2016

Jarosław Mikołajewski - Wielki przypływ [recenzja]

Ta książka nie jest oczywista. Z jednej strony można potraktować ją jako reportaż, ale nie będzie to trafne określenie. Jest w niej tak wiele mowy wiązanej, że trudno tu o niej nie wspomnieć. Nie chodzi mi tylko o epilog, ale całość, od pierwszej strony przesiąkniętej pewnego rodzaju poezją.
Sam temat przewodni książki jest patowy i trudny. Włoska wyspa Lampedusa to miejsce, w które przybijają uciekinierzy z Afryki. Przez wiele dni pod pokładami byle jakich łajb, bez jedzenia, picia, często wystarczającej ilości tlenu, docierają do wybrzeży Włoch, gdzie mają nadzieję znaleźć godne warunki życia.
Samo dopłynięcie do Europy jest sukcesem. Wiele z łodzi w wyniku różnych okoliczności tonie, zabierając ze sobą setki uciekinierów.
Ci, którzy dotrą na miejsce, muszą pamiętać o tym, że z Lampedusy trzeba płynąć dalej na kontynent, starać się o status uchodźcy, zetknąć się z dziesiątkami problemów i ograniczeń, wykluczeń.
Mikołajewski spotyka się z ludźmi ważnymi na wyspie. Rozmawia z panią burmistrz szukającą miejsc na cmentarzach, dla tych, którzy zginęli w drodze, lekarzem, od lat zajmującym się imigrantami, ratującym im życie, bądź skrupulatnie odnotowującym wszystkie widzialne szczegóły, które mogłyby pomóc rodzinie w identyfikacji zaginionych.
Mieszkańcy wyspy chcą walczyć z pierwszym skojarzeniem, jakie nasuwa się turystom na myśl o ich wyspie - szlak imigrantów, miejsce brudne, niebezpieczne. Od jakiegoś czasu starają się przykryć tę prawdę sielskimi widoczkami plaż, krajobrazów, w myśl zasady - gdy czegoś nie widać, to tego nie ma.
Kondycja ludzkości w większości przypadków ma się coraz gorzej. Ta książka to tego najlepszy dowód. Gdy codzienność jednoznaczna jest tragedii, nie dziwi obojętność. Niestety.
Książka alarm, głos w ważnej sprawie, mam nadzieję, że nieprzegranej. 

2 komentarze:

  1. Mi się wydaje, ze przegranej.
    Książkę przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pod mieszanym (choć z przewagą dobrego) wrażeniem po przeczytaniu. Rzeczywiście to taki reportaż nie-reportaż. Ale wszystko tam ważne.

    OdpowiedzUsuń