poniedziałek, 4 marca 2013

Alice Munro – Widok z Castle Rock [recenzja]


W przedmowie autorka zdradza, że inspiracją i punktem wyjścia dla opowieści były losy i historie osnute wokół własnej rodziny, jej odłamu noszącego nazwisko Laidlaw. Pochodzili oni z Ettrick, małej szkockiej wioski, ukrytej pośród lasów. Gromadzone przez Munro materiały genealogiczne, w którymś momencie zaczęły przekształcać się w opowieść, która w książce rozwinęła się do fikcji literackiej, aczkolwiek u podstawy mającej zawsze prawdziwe wydarzenia. Scalone tu przeszłość i teraźniejszość tworzyły pewną rzeczywistość, która sprawiała wrażenie zarazem oswojonej i budzącej niepokój.
W rzeczy samej, przenikamy historię ubogiej pasterskiej rodziny, która powodowana względami materialnymi decyduje się na emigrację do Ameryki Północnej. Dotrzymujemy im towarzystwa w ciągu sześciotygodniowej morskiej podróży do Kanady, obserwując ich wzajemne relacje, poznając poszczególnych członków rodziny. Autorka sugestywnie, acz oszczędnie rysuje nam figury opowieści. Dzięki wyjątkowo rozwiniętemu zmysłowi obserwacji każda codzienna sytuacja, wygląda jak coś absorbującego, nowego, wartego uwagi.
Munro, znana powszechnie jako mistrzyni krótkiej formy, tutaj (w moim mniemaniu) stworzyła jednak powieść. Ciągłość zapewniają rodzinne wspomnienia, wątki autobiograficzne, powroty do praprzodków. Bogatą galerię protoplastów urozmaicają chociażby Will O'Phaup, utalentowany biegacz i przemytnik alkoholu; stary James, snujący historie odnoszące się do mitycznych wierzeń; Forrest, outsider, rozstający się z rodziną, realizujący śmiały, acz wzgardzony przez bliskich pomysł budowy własnego domu; czy też Dahlia, młoda dziewczyna, która uciekła z domu przed znęcającym się nad nią ojcem.
Powiewem świeżości i zręcznym urozmaiceniem są wtrącenia z dzienników poszczególnych przodków, którzy relacjonują swoje życie w Ameryce, zasiedlenie, zdradzając przy tym ostrożność, skromność, taki trochę chłopski rozum.
Wielką umiejętnością Munro jest ujmujące przedstawianie prostoty dnia codziennego, która pod jej piórem nabiera znamion absorbujących, wabiących wręcz. Bez wycieczek w przepastne rejony marzeń i wyobrażeń – jesteśmy z bohaterami tu i teraz, w twardej emigracyjnej rzeczywistości, która staje się taka... literacka, dzięki talentowi autorki oczywiście.
Wciągająca narracja w entourage'u rodzinnej sagi. Godna polecenia.

1 komentarz:

  1. To chyba książka z dobrze rozwiniętym wątkiem obyczajowym. Od czasu do czasu lubię takie powieści.

    OdpowiedzUsuń