Przekład: Gabriela Hałata
Wydawnictwo Claroscuro
Warszawa 2021
Ależ wiele uczuć budzi pisarstwo Garniera.
Na początku jest mgliście, mrocznie, trochę w klimacie noir. Później pojawia się nutka marazmu, wcale nie nazbyt nachalna. Jest miejsce na sarkazm, kpinę i dystans.
Znużony swoim życiem Marc popada w otępienie. Nic go nie cieszy, przytłacza go miałokość codzienności, raz ucieka z kolacji z przyjaciółmi, podczas spotkań towarzyskich jest nieobecny i mrukliwy, patrzy na codzinność z boku, myśląc o niej naprawdę źle.
Nadzieję na poprawę widzi w całkowitej zmianie środowiska. Ucieczka, podróż, nieznane, brak planu są dlań rodzajem wyzwolenia i oddechu od demonów, które trawią jego duszę.
Marc postanawia zabrać w tę spontaniczną podróż także swoją dorosłą już córkę, Anne, która od lat przebywa w zakładzie psychiatrycznym. Ta niezwykła, kompletnie do siebie niepasująca, i, na dobrą sprawę niezająca się para to gotowy scenariusz na obyczajową osobliwość.
Jesienne nadmorskie francuskie miasteczko pozbawione turystów, ziejące nudą, goszczące emerytów, z pozamykanymi atrakcjami i ratujacym sytuację plażowym piaskiem i szumem morza, jest scenerią dla części akcji. Nowa sytuacja, pozorne uspokojenie i wyciszenie są tylko na chwilę.
Kiedy wydaje się, że wiemy wszystko, że sytuacja nabrała znamion constansu, Garnier wytrąca nas z przyjemnego poczucia komfortu. Robi to bezpardonowo i nielitościwie. Poprzez to działanie finał nie tylko zapada w pamięć, ale także nokautuje harmonię i ład duchowy czytających. Emocjonalny roller coaster.
Garniera zaliczam odtąd do pisarzy dręczących duszę, wystawiających na próbę zacność czytelnika, jego poczucie estetyki, a czasem też cierpliość.
Poprzez szokujące, obrazoburcze działania narracyjne zwraca on uwagę na ludzką samotność, pozorność relacji, brak komunikacji między bliskimi sobie ludźmi, ich samotność w związkach i rozpaczliwą niemoc w określaniu własnych celów i istoty życia. Ludzie na skraju poczucia sensu.
Być może się skuszę.
OdpowiedzUsuń