Wydawnictwo Sine Qua Non
Kraków 2015
Nie wiem jak zacząć. Z jednej strony cieszę się na poruszoną w książce tematykę, z drugiej sposób jej przedstawienia wcale mnie nie porwał.
To poprawna książka, uważna i zaangażowana, brak jej jednak tzw. iskry bożej, lotności, wirtuozerii, nerwu. Wiem, wiem, to moja subiektywna opienia, wiele będzie osób przeciwnego zdania. I dobrze.
Jak dla mnie "Dygot" można porównać do pracy rzemieślnika, który podpatruje mistrza, odtwarza, wykonuje solidną pracę, która jednak daleka jest od odkrywczości, perfekcji. Jest solidną robotą, bez znamion wybitności.
Prowincja jest trudna. Zawsze była. Przed wojną, po i teraz też jest. Wszyscy wszystkich znają, mówią o sobie nawzajem (rzadko dobrze, rzadko bez zawiści i przekłamań), wiedzią i widzą wszystko, nawet to czego nie ma.
Jana Łabendowicza całe dorosłe życie będą wyczerpywać wspomnienia Niemki, której odmówił pomocy pod koniec wojny. Klątwa, którą nań rzuciła, będzie go prześladować do końca. To na nią zrzuci albinostwo syna, zawiść i niechęć środowiska lokalnego, które bało się niezwykłości małego Wiktora. Zabobon, strach przez nowym, nieoczywistym, złe podszepty, które potrafią doprowadzić do największej tragedii, taka jest prowincja z "Dygotu".
Dygot to strach przed życiem, znojną prowincjonalną codziennością, mrocznymi ludźmi, wojenną przeszłością, wspomnieniami i zaniechaniami, złą wolą, ale także obawa przed tym co nadejdzie.
Gdy poznajemy Łabendowiczów i ich historię, od razu wiemy, że nie bedzie łatwo. Gdy ich losy złączą się z Geldami, również pokiereszowanymi przez los, mam poczucie, że zbyt wiele się zdarza, że to już granica realności. U Geldów historia poparzonej dziewczynki. Powieść łączy ją z Witkorem, białym chłopcem od Łabendowiczów. Dwoje odmieńców to zbyt wiele jak na małomiasteczkowe warunki. Nieszczęście wisi w powietrzu.
Stopniowo poznajemy koleje ich losów, na jaw wychodzą mniej i bardziej mroczne tajemnice. Autor ujawnia motywy i źródła zachowań, efekty podejmowanych decyzji lub ich braku. Decyzji wojennych, tych z czasów PRL-u, wczesnego kapitalizmu, szaleństw wolnego rynku.
Na naszych oczach dzieje się historia poturbowanego kraju, oćwiczonych do granic możliwości obywateli.
A mnie brak głębi psychologicznej, przeżyć wewnętrznych bohaterów, ich doznań, emocji, sposobu odbierania świata. Wtedy łatwiej byłoby mi w "Dygot" uwierzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz