wtorek, 29 grudnia 2020

Andrej Nikolaidis - Syn [recnezja]

 

Przekład: Marta Dobrowolska - Kiery

Wydawnictwo: RM

Warszawa 2020


Jakże się zgadzam ze zdaniem narratora, który pomstuje na coroczne najazdy hunów - turystów, którzy nie dość, że nie potrafią się zachować, to jeszcze przez średnio dwa tygodnie urlopu udają kogoś kim nie są (marnie im to wychodzi), żyją podczas kanikuły jak królowie (raczej z monarchii absolutnych), a później wracają do czyszczenia klozerów gdzieś w Grazie, Monachium czy Sztokholmie.

"Ma też rację Sartre, kiedy mówi, że piekło to inni. Ich przyjemność jest moim piekłem".

Bohater, nie mający dobrego zdania o rodzaju ludzkim, sam cierpi po rozstaniu z żoną, wciąż też nie może przeboleć śmierci matki, po części czuje się za nią odpowiedzialny. Ponury nastrój, samotność w pustym domu, a także widok na mieszkanie ojca (z którym główny bohater pozostaje w konflikcie),  bliski pożar gaju oliwnego, a także samotność i załamanie nie dają mu spać. 

Mieszka on w zabytkowym czarnogórskim mieście Ulcinja, jest pisarzem, inteligentem, pełnym wahań i niepokojów. Szukając ukojenia i sposobu na przeżycie ciężkiej nocy postanawia ruszyć w miasto. Po drodze, co i rusz, spotyka kolejne przedziwne, mroczne postaci, które czasem wydają się być zjawami, marami sennymi, chmurnymi, sposępniałymi, przegranymi.

Pod meczetem słucha o ojcobójcy, który zabił, bo ojciec mu wybaczył wszystkie ciężkie przewinienia. W knajpie, spelunie raczej, pewien ojciec - alfons namawia go na seks z jedną ze swoich niepełnoletnich córek. 

Przygnębia go spotkanie z Samirem - wahabitą, niegdyś utalentowanym skrzypkiem, który porzucił karierę po młodzieńczych traumatycznych przeżyciach. Bohater nie ma wątpliwości, że każdy człowiek jest zły, że każdy kłamie, w mniej lub bardziej samolubnym celu. Również spotkanie z poranionymi fizycznie uchodźcami z Kosowa nie przynosi mu żadnego potwierdzenia, że gatunek ludzki jest potrzebny. Rozczarowanie jest dlań nieuchornne, w każdej dziedzinie.

Nawet przypadkowe spotkanie z dawnym kolegą szkolnym nie daje mu radości. Zresztą, ponura historia kolei losu Urosa, bo tak miał na imię ów znajomy, potwierdza wszystkie chmurne spostrzeżenia bohatera. Uros, biedny robotnik budowlany, niegdyś brał udział w wojnie bałkańskiej, raczej uciekał przed kulami, ale gdy nie było już ucieczki, sam strzelał. Teraz jest przegranym, biednym, opuszczonym weteranem, który nie widzi przyszłości.

Próżno szukać pokrzepienia w "Synu". To gorzka opowieść o rozaczarowaniu światem i tym co niesie. Bohater mówi: "Każdy kto mnie poznaje od razu myśli: Boże, jaki ten człowiek jest nieszczęśliwy".

Nieuchronne porównanie do "Boskiej komedii" Dantego opiera się tutaj tylko na kręgach piekielnych, które w przypadku renesansowego twórcy są przestrogą i szansą na ratunek, tutaj piekielne ognie współczesnych historii są gwoździem do trumny prowadzenia się człowieka - nie ma nadziei: "utopić się w ludzkości, co za straszny koniec".

Wątpliwości rodzi też niezwykły finał, którego, wiadomo, nie mogę zdradzać. Spowodował on jednak u mnie gonitwę myśli, gimnastykę skojarzeń i gorączkowe poszukiwanie tropów, które wskazałyby na ostateczne rozwiązania w epilogu. W obliczu całokształtu powieści tytuł "Syn" nabiera krytycznego formatu.


Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu: 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz