Wydawnictwo: Dowody na Istnienie
Warszawa 2019
Jak mawia mój Tato: "tak dobrze żarło i zdechło".
Do tej pory (do tej książki) Kanada jawiła mi się jako kraina mlekiem i miodem płynąca: wyspa księcia Edwarda, Ania z Zielonego Wzgórza, syrop klonowy, hokej, wielokulturowość, tolerancja, trekking, niezmierzone jeziora i, oczywiście, Justin Pierre James Trudeau na deser.
Całe to lukrowane cudo diabli wzięli.
Okazało się, że "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma" i jeszcze, że "każdy ma w swojej szafie jakiegoś trupa".
Kanada ma ich aż nadto.
Na dalekiej północy, pośród zmarzlin, lodowych autostrad, wiosek oddzielonych od siebie niezliczoną ilością kilometrów działy się sytuacje niegodziwe, nieludzkie, a co ważne - w kontekście tej właśnie opowieści - niechrześcijańskie.
Otóż przez, bez mała, sto lat, państwo odbierało dzieci rdzennym mieszkańcom tych terenów, po to, by skoszarować je w katolickich internatach, by pozbawić je poczucia przynależności do swej grupy etnicznej, by je, bez mała, wynarodowić.
Dzieci, wywożone setki kilometrów od domów, nie miały szansy na spotkania z rodzicami, którzy, zastraszani i ostrzegani, że ukrywanie własnego potomstwa, pozbawi ich państwowych zasiłków, o karach boskich nie wspominając, godzili się na wszystko.
W internatach dzieci nie mogły mówić w rdzennym języku, nie mogły pielęgnować i kultywować tradycji. Powszechny terror psychiczny, fizyczny (w tym także seksualny), skutecznie uczył dzieci zapominania o własnym dziedzictwie kulturowym i rodzinnym.
Rodzeństwo rozdzielano, niepokorne dzieci bito na oczach innych, traktowano prądem, głodzono, gwałcono. Repertuar sióstr zakonnych i księży nie miał granic.
Niewyobrażalna historia o winie bez kary.
Niestety, przychodzi ma na myśl ostatnia twórczość panów Sekielskich, którzy pokazują, że nie tylko w naszej strefie czasowej i geograficznej kościół ma wciąż ponadnormatywne przywileje. Smutne, straszne i budzące gniew.
Książka pokazuje, że rozliczanie się z trudną przeszłością nie jest domeną narodów, że biedni i skrzywdzeni stoją na straconej pozycji jednostek nie wartych zachodu, niegroźnych, niepotrzebnych.
Porażająca, mocna opowieść.
Sam styl autorki nieco oschły. Jak dla mnie, za mało przymiotników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz