piątek, 13 marca 2020

Tomasz Jędrowski - Płynąc w ciemnościach [recenzja]

Przekład: Robert Sudół
Wydawnictwo: OsnoVa
Warszawa 2020


Gdy tylko wzięłam tę książkę do ręki pomyślałam: jakie piękne wydanie - wysmakowana okładka, wspaniała czcionka, dobry papier. Kunsztowna, przemyślana robota. Książka nie tylko do czytania, ale i podziwiania edytorskiej strony. Wspaniała sprawa. Wreszcie Karakter, Pauza i celujące w inny target, ale też szalenie dbałe o szczegóły Dwie Siostry, mają konkurencję.
Muszę też wspomnieć o autorze. Na spotkaniu premierowym w warszawskiej Zachęcie skradł serce każdego uczestnika spotkania: wyważony, skromny, serdeczny, urzekał swoją szczerością, pokorą, życzliwością. 
Jeśli chodzi o książkę, od początku nie mogę pozbyć się porównania z "Call my by your name". Nie mają ze sobą wiele wspólnego poza miłosną historią zachodzącą między dwoma mężczyznami, których czeka rozstanie. Jednak cień tamtej powieści wciąż zasłaniał mi krajobraz "Płynąc w ciemnościach", może przez kasandryczny finał miłości, może przez letnią porę, w której dzieją się obie powieści, może przez jeziorne kąpiele, których nie brakowało w obu książkach. 
Autor, wykształcony, oczytany człowiek, który przez kilka lat realizował się w życiu korporacyjnym, w pewnym momencie swego życia rzucił monotonię prawniczego świata, zapisał się na londyński kurs pisania i popełnił tę oto książkę.
Jej subtelność, półsłówka wiszące w relacjach budują napięcie i rosnące poczucie zbliżającego się kresu uczuć.
Lata 80. Studenci, by otrzymać dyplomy kończące naukę, muszą odbyć wakacyjną praktykę rolniczą. Dwóch spośród nich stanie się bohaterami miłosnego dramatu. Pierwszy, to Ludwik - delikatny, sentymentalny i skromny absolwent polonistyki, który, żyjąc ideałami, nie potrafi odnaleźć się w warunkach komunistycznego ustroju. Drugi to przebojowy góral - Janusz, będący ulubieńcem damskiej części obozu. Janusz nie ma złudzeń - by przeżyć w dobrych warunkach, trzeba się dostosować.
Wieczorne spotkania nad jeziorem skutkują zauroczeniem, które potwierdza się po obozie, gdy obaj ruszają dalej na wakacje. Wyzwoleni spod ciekawskich oczu współtowarzyszy, na łonie natury oddają się uczuciom.
Jednak powrót do Warszawy z czasem multiplikuje problemy związku. Tu trzeba się ukrywać, nie afiszować z poglądami, przekonaniami, trzeba nałożyć maskę średniości - dostosować się do ogólnych norm.
Janusz robi karierę w strukturach cenzury, Ludwik próbuje zawalczyć o otwarcie przewodu doktorskiego. Różnice światopoglądowe, różne środowiska, znajomi, zaczynają ciążyć i powodować niezatapialne różnice w relacjach kochanków.
Ponura dość zgoda Janusza na zastany świat, a także jego świetne lawirowanie między poszczególnymi aparatami nacisku, celem uzyskania korzyści, powodują, że bardziej sympatyzuję z Ludwikiem. Pozbawiony wyrachowania, trochę cierpiętnik, trochę marzyciel, pełen jest wzniosłości i wiary, a jednocześnie buzującej złości i buntu wobec władzy.
Ich relacje, wzajemne przyciąganie i odpychanie są dla czytelnika podróżą przez wszystkie niemal etapy zauroczenia: od bezwzględnego oczarowania po totalne rozczarowanie, jednak z towarzyszącą wciąż tęsknotą za pogrążonym, straconym uczuciem.
Ta książka to znakomite przybliżenie uczucia, które, by przetrwać, musi pokonać niemożliwe: niechęć społeczną, kary ustawowe, grożące za bycie tym kim się jest, szykany i problemy w pracy, wreszcie strach powodowany tym, że nie spełni się oczekiwań najbliższych (bo kiedy pojawi się żona i dzieci...). Te czynniki nie dają pomyślnej wypadkowej. Związek skazany jest na niepowodzenie.
W pewnym momencie ważne staje się już tylko to, by żyć w zgodzie z własnym sumieniem, bez względu na to czy w związku, czy w pojedynkę. Któremu z nich uda się osiągnąć ten cel?
Autor przemyca wiele trosk i lęków, które sączą się przez środowisko i dzisiaj: problemy z akceptacją rodziny, środowiska, lęk przed odrzuceniem, wyśmianiem, stratą, bólem. Mimo upływu lat wciąż brakuje tolerancji i zrozumienia.
Taktownie, dyskretnie i bez skandalizowania rozlicza się autor z piętrzącymi się wciąż problemami związków jednopłciowych. Kostium historyczny jest tylko zasłoną dla aktualności poszczególnych punktów zapalnych: rodzina, środowisko, praca.
Mimo, że miłość skazana jest na porażkę, to ważne, że w ogóle była. Bo była jedyna, niepowtarzalna, potrzebna i taka niewinna.
Kraina łagodności, która uległa prozie codzienności, ale przecież dla krótkich chwil radości i szczęścia warto dalej być.

1 komentarz: