czwartek, 30 stycznia 2014

Danuta Noszczyńska - Kufer babki Alicji [recenzja]

W moim zwyczaju pozostaje szukanie pozytywów wszędzie, gdzie się tylko da. W przypadku tej (nazwijmy to) książki, nic nie znalazłam. To koszmar czytelniczy w najczystszej postaci. Nie sądziłam, że sięgnę literackiego dna, ale w tym przypadku byłam bardzo blisko.
Rzecz dotyczy Klary, rozwiedzionej kobiety dobiegającej czterdziestki, której życie zmienia się wraz ze śmiercią babci Alicji. Wówczas poznaje całą hałastrę krewnych, dybiących na rzekome skarby, jakie miała w swoim posiadaniu nieboszczka. Wypełniając wolę babci, Klara zupełnie odmienia swój los, poznaje zagmatwaną historię rodziny, wreszcie, zmienia własne życie uczuciowe.
Perypetie bohaterki są tak mocno nieprawdopodobne, że czynią z babskiego czytadła książkę z pogranicza science fiction (językowo zaś blisko jej do horroru). Rozdygotane, jałowe postaci (tak płaskie i nijakie, że chce się płakać), całkiem bez wyrazu, które wciąż starają się być zabawnymi, co doprowadzało mnie do rozpaczy. Miotanie się, kreowanie mętnych sytuacji, zupełnie pozbawionych logiki. Fabuła bez ładu i składu, tworzy jeden wielki śmietnik literacki, pełen autorskich inicjatyw czy impulsów, które sprawiają wrażenie nieprzemyślanych, pochopnych, pozbawionych sensu.
Kufer babki Alicji to niezwykle męcząca babska paplanina. Szkoda słów.

środa, 29 stycznia 2014

Gisèle Prassinos - Twarz muśnięta smutkiem [recenzja]

Nim zaczniecie czytać tę książkę poznajcie, choć pokrótce , niezwykłą biografię autorki. Ta wiedza pozwoli Wam spojrzeć na jej twórczość w innym świetle, zabarwionym zdumieniem, szacunkiem, zaskoczeniem. Jako czternastolatka stała się muzą impresjonistów, jej wiersze i opowiadania zachwycały i zdumiewały ówczesnych (były to lata 30. XX wieku) wielkich artystów. Sama geneza powstania Twarzy... jest ciekawa. Tłumaczka powieści, Agnieszka Taborska zdradza, że Prassinos napisała ją na skutek zakładu jaki zawarła z bratem i przyjacielem. Założyła, że w ciągu trzech tygodni stworzy książkę niecodzienną.
Z całą pewnością jest to powieść niezwykła. Szkatułkowa struktura, nawarstwiająca się wciąż na skutek konfabulacji i fantazji głównej bohaterki, daje szerokie pole wyobraźni, a także zaskakuje ciągłymi impresjami na temat jej życiorysu.
Essentiele to młodziutka dziewczyna wydana za mąż za nieznanego sobie naukowca, który okazuje się być jedynym w świecie posiadaczem sztucznej inteligencji. Wcześniej był górnikiem, jednak na skutek wypadku w kopalni doznał urazu mózgu, którego uszkodzoną część zastąpiono mechanizmem tak doskonałym, że porzucił stare rzemiosło na rzecz studiów. Po ślubie nabawił się jednak melancholii, która znów przemieniła go w górnika. Essentiele, chcąc odtworzyć dawną świetność umysłu małżonka, podejmuje pewne zaskakujące kroki, mające przywrócić status quo ante.
To tylko początek ich historii, jak różnorodnie się ona rozwinie, ile zaskoczeń czeka czytelnika nie chcę zdradzać, by nie odbierać przyjemności czytania.
Dodam tylko, że dużo tu zwrotów akcji, ekscentrycznych bohaterów, absurdalnych sytuacji, a co za tym idzie purnonsensu, którego solidna dawkę, tej zimy, powinien zażyć każdy.
Barwna, trochę magiczna opowieść przede wszystkim o przemianie głównej bohaterki. W kogo, jakimi sposobami? Zachęcam do lektury.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Nikodem Pałasz - Brudna gra [recenzja]

 Brudna gra to debiut powieściowy autora, co może zaskakiwać, zważywszy na strukturę i sam koncept. Sprawna i pełna zwrotów akcji fabuła, intrygujący i tajemniczy główny bohater, a także wyraźnie zarysowane środowisko zawodowego tenisa, stanowią najmocniejsze punkty powieści.
Artur Malewicz, pierwsza rakieta światowego tenisa, zostaje zamordowany dzień po kolejnej wygranej w prestiżowym turnieju. Ze względu na medialność sytuacji, zainteresowanie działaczy, sportowców i fanów tenisa z całego świata, sprawie zostaje nadany priorytet, a także wsparcie i nadzór wysokich urzędników państwowych. Sprawą zajmuje się inspektor Wiktor Wolski, bardzo intrygujący policjant, kryjący niejedną tajemnicę... Szukając mordercy, przenika on do świata zawodowego tenisa, który okazuje się być ponury, brutalny i bardzo niebezpieczny. Sekretne ustawienia meczów, kombinacje z dopingiem, zupełny brak moralności i etyki. Okazuje się, że lista podejrzanych wciąż rośnie, a sam zamordowany nie był tak krystalicznie czysty, jakby się wydawało. Rozwiązanie tej zagadki będzie kosztowało Wolskiego wiele dyplomacji, ale także pewnych daleko idących ustępstw, a nawet zdrowia. Jaki będzie efekt dochodzenia?
Brudna gra to przede wszystkim dialogi. Soczyste, szybkie, bezceremonialne. Poza samymi pomysłami fabularnymi nadają one tempa, trzymają w napięciu. Sztuką jest utrzymać uwagę czytelnika rozbudowanymi dialogami, autorowi się udało. Czasem wymiany poglądów i dyskusje kojarzyły mi się ze stylem pisarskim Cobena (to tylko luźna uwaga, bez piętnowania autora cobenowym stylem), ale Pałasz ma swój własny patent na akcję i narrację.
Kawał dobrego, wciągającego kryminału. Można zaryzykować stwierdzenie, że umieszczenie akcji w sportowym świecie nadaje całości świeżości i uatrakcyjnia intrygę.
Czekam na kolejne książki Pałasza.


Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:




sobota, 25 stycznia 2014

Mikołaj Łoziński - Książka [recenzja]

Bardzo podobała mi się pierwsza, bardzo kameralna książka Łozińskiego pod tytułem Reisefieber (w czasie debiutu miał coś koło dwudziestu pięciu lat!). Bajki dla Idy też przeczytałam, zresztą z dużą przyjemnością. Książka to naturalna kolej rzeczy, po prostu musiałam ją poznać.
Tym razem Łoziński opowiada historię swojej rodziny. Dobiera przedmioty, które kojarzą mu się z bliskimi. Okulary, to ojciec, klucze dziadek, ekspres to matka, obrączki zaś, brat. Dzięki pozornie zwyczajnym fragmentom codzienności, opowiada ważne, czasem przełomowe dla familii momenty.
Niektóre fragmenty wyglądają niemal jak zwierzenia, czuje się intymną atmosferę wyznań. Niektóre tajemnice są bolesne, inne śmieszne, niektóre zaskakujące, jak to w rodzinie.
Kolejne rozdziały dają wyobrażenie o bohaterach, a raczej o ich pierwowzorach, jednak nie odsłaniają wszystkiego, zostawiają miejsce na dopowiedzenia i tajemnice. Kreują postaci, ale nie oddają ich zupełnie gotowych i oczywistych. Nie wiadomo na ile to, o czym pisze Łoziński jest wspomnieniem, a na ile wytworem jego wyobraźni.
Odpowiada mi styl autora, jest ustronny, nastrojowy, wyważony, ale bardzo plastyczny i poruszający wyobraźnię. Oszczędny w słowach, daje jednak mówić swoim bohaterom: dziadkowi otwierającemu konserwy bagnetem, babce wyglądającej przez okno, czy wiecznie spieszącemu się ojcu.
I choć dużo w tej historii rozstań, samotności (rozchodzą się dziadkowie, rodzice), to wydźwięk nie jest przygnębiający. Wszyscy i tak są ze sobą mocno związani, utrzymują kontakty, spotykają się, telefonują, rozmawiają, przyjaźnią. Więzy pozostają silne mimo wszystko. Dodając do tego naprawdę dobry styl autora, jego humor i pomysł, mamy do czynienia z interesującą książką, którą warto poznać.


środa, 22 stycznia 2014

Jan Seghers - Panna młoda w śniegu [recenzja]

W ramach akcji wyszukiwania kryminałów innych niż skandynawskie, proponuje dziś powieść niemiecką, zlokalizowaną pośród miejskiej przestrzeni jedynego słusznego Frankfurtu (jak mawia mój frankfurcki znajomy), czyli tego nad Menem.
Robert Marthaler, komisarz miejscowej policji prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa młodej dentystki. Czemu jej ciało było po śmierci upozowane, jakie tajemnice kryje jej przeszłość? Zespół pod wodzą Roberta ma twardy orzech do zgryzienia, śledztwo długo stoi w miejscu.
Dodatkowo sam komisarz ma kłopoty, które w pewnym stopniu odbijają się na jego życiu zawodowym. Kobieta, szwankujące zdrowie, nawyki i przyzwyczajenia, stają się dlań treścią dnia powszedniego. Zwyczajny mężczyzna z problemami, musi mierzyć się z bestialskimi morderstwami w pracy. Zadania nie ułatwia też zwierzchnik Roberta, który wciąż kopie pod nim dołki, a na dodatek dorzuca do grupy śledczej nowicjusza, z którym swego czasu mocno poróżniony był nasz bohater.
Fabuła sprawia wrażenie prawdopodobnej, bez wielkich ekscesów fabularnych, za to z życiowymi problemami.
Plus za panoramę Frankfurtu, jego charakterystyczne miejsca, opisy dzielnic i ludzi. Książka przewodnik po mieście.
Całkiem sprawna opowieść o tym jak banalne bywa zło, i jak łatwo paść jego ofiarą, a także o tym, że nic nie jest takim, na jakie z zewnątrz wygląda. 
Ta historia w żadnym razie nie jest odkrywcza, jednak sprawnie łączy intrygę kryminalną z opowieścią o życiu głównego bohatera. Całkiem udany kryminał.

niedziela, 19 stycznia 2014

Beata Chomątowska - Stacja Muranów [recenzja]

Ta książka imponuje. Rozmiarem, różnorodnością, podejściem do tematu, rzetelnością, przejrzystością, starannością wydania. 
Autorka wykonała benedyktyńską pracę, gromadząc wspomnienia ludzi związanych z miejscem, analizując badania i dokumenty (w niezwykły sposób je opisała, tworząc swoistą opowieść o ludziach stąd), dobierając mapy, zdjęcia, szukając źródeł w bibliotekach, archiwach, internecie. Ta książka to również świadectwo rozległej wiedzy w ogóle, gdyż obejmuje ona i literaturę, sztukę, architekturę, historię. Chylę czoła i przed wysiłkiem jaki włożyła w przygotowanie tej książki, ale przede wszystkim przed talentem organizacyjnym i kompozycyjnym, które sprawiły, że opowieść o mojej dzielnicy (dla zdziwionych faktem, że posługuję się terminem dzielnica w odniesieniu do Muranowa, spieszę ze sprostowaniem. Autorka również posługuje się tym określeniem ze względów historyczno - zwyczajowych, o których więcej w książce na stronie pięćdziesiątej) jest pasjonująca.
Przed wojną mieszkali tu Żydzi, Muranów, dawna Dzielnica Północna była centrum ich bytności. Lata okupacji przyniosły śmierć i całkowite zniszczenie, komunizm zaś, na gruzach getta stworzył zupełnie nowe osiedle mieszkaniowe. Dziś miejsce ożywa, wzrosła świadomość mieszkańców, pojawili się zapaleńcy, którzy chcą kulturalnie animować przestrzeń miejską, chcą nadać jej ducha, ale też pamięć o dawnych mieszkańcach. 
Książka Chomątowskiej jest dla mnie przewodnikiem po nieistniejącym mieście, dzięki poszczególnym elementom odkrywam nowe fakty o miejscach, o których myślałam, że dobrze je znam. 
Poruszająca podróż w przeszłość, szukanie jej okruchów w teraźniejszości, a wszystko to połączone z opowieścią o dawnej różnorodności, której nie sposób odżałować, której nie sposób zapomnieć, o której trzeba pamiętać, taki jest moralny obowiązek.
Mimo przeczytania całej armii książek traktującej o wojennej i żydowskiej Warszawie, dopiero Chomątowska odkryła przede mną magię miejsca. Wyjątkowa książka.

piątek, 17 stycznia 2014

Bogusław Deptuła - Literatura od kuchni [recenzja]

Najbardziej w tej książce podoba mi się autor, a w zasadzie jego pewność siebie, erudycja i literacki gust. Jest i wysublimowany, i nieoczywisty, bywa też jednak przystępny i niewyniosły. Coś na kształt zadzierania nosa i następującego po nim spuszczania z tonu, urocza kombinacja. Szczypta protekcjonalności i nonszalancji nadaje temu zbiorowi wyjątkowego smaku, który tak mi odpowiada.
Jak już wspomniałam, na książkę składają się felietony, które nie tylko pokazują szerokie spektrum zainteresowań twórcy, ale także objaśniają fabuły poszczególnych książek, przybliżają bohaterów, ich wybory, ciekawostki literackie, takież anegdoty. Uczta. Nie tylko dla kulinarnych praktyków (gdyż każdy felieton wieńczy właśnie przepis na literackie danie), ale też dla miłośników książek, których dobór uznaję za więcej niż dobry.
Dla przykładu, jest tutaj nieprzewidywalny Osip Mandelsztam (i przyporządkowana mu zupa ucha), jest także przewrotny Tuman Capote (przepis na pasty do bajgli, nawiązujący do Śniadania u Tiffany'ego), znalazł się też turpistyczny Roland Topor. Nie mogło oczywiście zabraknąć przesławnych magdalenek Marcela Prousta, bo jakżeby tak, bez maczanych w herbacie najsłynniejszych literackich ciastek?
Bogusław Deptuła serwuje nam literackie smaczki, służy czytelnikowi swoim oglądem artystycznej rzeczywistości, poetyckich obrazów, rozważa opisywane dzieła w różnych (nie tylko kulinarnych) kontekstach. Jego interpretacje są trafne, wykwintne (jak niektóre potrawy, np. grasica cielęca, czy żabnica faszerowana tapendą), a nade wszystko interesujące.
Na uwagę zasługuje też piękne wydanie, wzbogacone o adekwatne ilustracje Macieja Jędrysika.
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że nastąpi.