niedziela, 2 stycznia 2022

Małgorzata Rejmer - Toksymia [recenzja]

 

Wydawnictwo Lampa i Iskra Boża

Warszawa 2011


Zaczęłam od złej strony. Po opowieściach o Albanii i Rumunii sięgnęłam po debiut Autorki, czyli "Toksymię". Przyzwyczajona do dopracowanego stylu Rejmer nieco rozczarowała mnie "Toksymia". Wydaje się być próbką literacką, tworem, który ubrany w konstrukcję asocjacyjną realizować ma zadania zaskakiwania czytelnika turpizmem.

Grochów odmalowany piórem Rejmer jest brzydki, brudny, biedny, cuchnący. Bohaterowie uwikłanie w toskyczne relacje, które nie dość, że nie służą zdrowiu psycho-fizycznemu, to jeszcze są na tyle silne, że nie widać ich końca. Perspektywy są raczej beznadziejne. Tramwajarz - literat pognębiony przez żonę, dziennikarka Anna, która pada ofiarą stalkera - warszawskiego powstańca, czy historia chłopaka, który robi karierę jako twórca mów pogrzebowych. Wszystkie te postaci mijają się w swojej małej ojczyźnie, snują wewnętrzne dialogi, snują się życiowo, snują się po swoich ubogich umysłach. Nie brak tu humoru - Autorka wystawia na proscenium humanistów w stopniu magistra, którzy nie dość, że nie mogą się zrealizować zawodowo, to jeszcze są niezorganizowani życiowo, przytłoczeni, przegrani. Znikąd ratunku.

Autorka bez wątpienia ma do zaproponowania błyskotliwą, wyjątkową prozę, ja po prostu wolę tę późniejszą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz