niedziela, 14 listopada 2021

Zbigniew Rokita - Kajś [recenzja]


 Wydawnictwo Czarne

Wołowiec 2021


Wiele słów, wiele stron, wiele wywróceń oczu później doceniłam tę książkę. Tak naprawdę dopiero na samiuśkim końcu. 

Wydawało mi się, że Autor chce chwalić się rodzinnym drzewem genealogicznym i własną historią. Wciąż podtrzymuję, że mam w tej ocenie rację. Megalomańskie akcenty, nieznośne i niepotrzebne występują tu nie raz, jednak pomaga na nie wywracanie oczami, zaciskanie zębów i parcie ku kolenym akapitom, które oddalają od mniej udanych osobistych wycieczek. Nie będę rozwijać tego tematu, bo po co? Lepsza będzie zasłona milczenia, którą właśnie na ten wątek spuszczam z hukiem.

Warto zająć się jednak pamięcią o tych wszystkich, którzy przepadli w odmętach historii, których winą było urodzenie się pod tym, a nie innym niebem. Górny Śląsk, mała część wielkiego świata, która poniewierana przez polityczne, militarne, dyplomatyczne decyzje, wciąż, mniej lub bardziej dobitnie, rozliczana była z pojęcia tożsamości. Nazwiska raz niemieckie, później spolszczane, imiona traktowane w podobny sposób, polowanie na czarownice, czyli komunistyczna czystka sprawdzająca język wymalowany na domowej solniczce czy szpitalnym termometrze. Te mniej lub bardziej obrazowe przykłady trawią myśli i  nurtują do dziś.

Czy da się znaleźć klucz do śląskości, jak ją opisać? Jakie konstytutywne cechy jej nadać? Co ją kształtowało, co niszczyło, jak ją podbudować, jak ocalić? Autor szuka, rozpytuje zaangażowanych mieszkańców, jeździ tramwajem na dobowym bilecie i poznaje aglomerację w najlepszy z możliwych spoobów, z pozycji obserwatora, mocno jednak zaangażowanego. Szuka dokumentów, przepytuje naukowców, skleja fragmenty, dążąc do objaśnień, których sam bardzo potrzebuje, ale tutaj szybko wracam do zasłony milczenia, spuszczonej paręnaście linijek temu.

Śląska historia fascynuje, porusza żywotnością, energią, prężnością. Niejeden raz zaskakuje pojedynczymi historiami, które mocno wpasowują się w całość pogmatwanej, trudnej, czasem pokiereszowanej krainy. Wypędzenia, przymusowe emigracje, palenie książek, nakaz zmiany imion i nazwisk. Tragiczny wiek XX.

Trzeba oddać cesarzowi co cesarskie, niechaj więc pogratuluję Autorowi kompleksowości opowieści. Stara się on pokazać jak najwięcej barw śląskiej krainy, stąd zarówno mowa o przedstawicielach kultury, osobach podtrzymujących śląską mowę, ale też rzecz o problemach demograficznych, ekonomicznych, ekologicznych (mocna rzecz o polskim Czarnobylu). Nie obawia się on pisać o frakcjonistach marzących o oddzieleniu od Polski, o polityce, która rozjeżdza władze placówek muzealnych, o kopalniach, hałdach, braku zrozumienia między poszczególnymi częściami regionu, wreszcie o pomyśle na niepodległość, tak niezwykłym, a, dzięki relacjom zawartym w książce, jakże uczciwym i skłaniajacym do poparcia.

Śląsk ma wiele twarzy, kipi od emocji. Ma swoje zasady, swoją dumę, swoje wartości. Ma też swoją historię, którą trzeba znać, by być bliżej, by zrozumieć.



1 komentarz:

  1. Sama pochodzę ze Śląska, mam spory sentyment, chociaż mam świadomość, że to tylko część mojej historii. Na spisie powszechnym 20 lat temu tato wpisał mi i bratu obywatelstwo polskie, a narodowość śląską, na co się buntowaliśmy, bo tylko 1 z 4 naszych dziadków jest Ślązakiem...

    A książke mam w planach - już czeka na czytniku

    OdpowiedzUsuń