Przekład: Dominika Górecka
Wydawnictwo: Pauza
Warszawa 2020
Jakie to paskudne, że patrzę na autorkę przez pryzmat książek jej męża.
Nie potrafię się uwolnić od wspomnień z poszczególnych tomów "Mojej walki", w których Karl Ove Knausgard szczegółowo rozlicza się z życia małżeńskiego, rodzicielskiego, nie pomijając problemów zdrowotnych Lindy.
A przecież Linda Bostrom to sprawna i intrygująca pisarka.
Mimo całych jej zasług, smuga demaskatorskich, ekshibicjonistycznych wspomnień Knausgarda, kładzie cień na postrzeganie jej autonomicznych utworów.
I tak wygląda mój ogląd jej twórczości - zza krat "Mojej walki". Mozolnie i z uporem próbuję jednak wychynąć z więzienia skojarzeń.
Bohaterką "Witajcie w Ameryce" jest jedenastoletnia Ellen, która traci mowę po śmierci ojca.
Wychowywana w rodzinie z silnym damskim wzorcem (matka - gwiazda scen teatralnych), jest wycofana i zamknięta. Boi się brata, żałuje matki, ale nie jest w stanie przemówić, mimo prób.
Niespiesznie, stojąc z boku rodzinnego życia obserwuje toczący się świat, wyjścia na próby matki, wracający do "normalnego" trybu brat, który nawet próbuje mieć dziewczynę, a także niemoc szkoły, w której nikt nie ma pomysłu jak pomóc Ellen.
Właśnie pozycja dziewczynki, która jest obok, daje jej duży dystans. Mimo, iż czasem chce coś do matki napisać na kartce, w jakiś sposób pokazać, że tam w środku to wciąż ona, ta sama Ellen, to jednak jej kolejne próby pozostają bez rezultatów. Siła postanowienia o milczeniu jest zbyt duża.
Bohaterka czuje się częścią rodziny, jest do niej przywiązana, bez wątpienia kocha jej członków, ale rozpacz, brak, poczucie straty ojca jest ogromne.
Dodatkowo łączy się to z wyrzutami sumienia - dziewczynka modliła się o śmierć ojca. Teraz próbuje to uczucie oswoić, ale samotność i karanie się milczeniem spowalniają cały proces.
Kameralna, bardzo oszczędna narracja znakomicie buduje napięcie i utrzymuje czytelnika w niewygodnej pozycji podglądacza cudzych emocji i uczuć.
Siedźmy zatem cicho, by nie zdradzić się, że jesteśmy chwilowo (podczas lektury) częścią toczącego się dramatu.
Nie mówię nie.
OdpowiedzUsuń