poniedziałek, 20 lipca 2020

Alex North - Szeptacz [recenzja]

Przekład: Paweł Wolak
Wydawnictwo: Muza
Warszawa 2019

Jestem zdumiona faktem, że ta książka zyskała wydawcę, a także zagraniczne przekłady.
Tak naprawdę ciekawi mnie, co powodowało redaktorem, który przyjął tekst i pchnął go dalej. Chciałbym wiedzieć.
Lista moich zarzutów nie jest szczególnie długa. Tekst jest zwyczajnie słaby i nie nadaje się do czytania. 
Wyliczam kardynalne błędy. Uwaga:
- męczące powtórzenia co kilka stron (śmierć żony, przeprowadzka, opis rysunków dziecka)
- wątek pisarza, który stracił żonę i próbuje napisać nową powieść, ale poradzenie sobie z traumą poprzez przelanie żalu i bólu na papier nie wychodzi - katastrofalny styl
- zgrana płyta pod tytułem: "przeprowadzka do nowego domu po śmierci żony"
- policjant - alkoholik, który ukrywa swoją przeszłość przed współpracownikami
- półsierota, kilkuletni chłopiec pozostający w konflikcie
- finał tak banalny, że niektórzy mogą poczuć. się urażeni, nie zdradzę jednak istoty banału, dość spoilerowania.
Prawdziwym problemem autorki jest brak talentu. Naciąganie czytelnika na liczne i wspomniane wcześniej powtórzenia, "uatrakcyjnianie" opowieści skrawkami przeszłości, zamknięty w więzieniu morderca, który w założeniu miał być kluczem do morderstw, a w rzeczywistości jest niewykorzystanym, natrętnie powracającym elementem, który nijak nie da się uzasadnić logicznie, bo te fragmenty, które zaszczyca swą obecnością są miałkie, niepotrzebne. Inspiracja H. Lecterem jest nietrafiona - do tworzenia charakterów potrzeba talentu.
Dzisiejsze pisarstwo to często wyrzucanie w przestrzeń słów, zdarzeń, skojarzeń, które nijak się nie wiążą, nie mają logicznego wytłumaczenia. North to flagowy przykład takiego śmietnika myślowego: pełno wątków, żaden niewykorzystany, raczej zasygnalizowany, marne postaci, które są na tyle papierowe, że szkoda o nich więcej wspominać, ale napiszę tylko, że prowadzącą śledztwo nie jest w żadnym stopniu postacią wiodącą, jej obecność ogranicza się do bycia zmęczoną, motywy działania porywacza dzieci są tak płytkie, że rozpacz bierze: ostatnią ofiarę złowił niemal drugiego dnia po jej poznaniu, wcześniejsze obserwował, poznawał itp. 
Wątek Jake'a, dziecka, które ma wymyślonych przyjaciół i wielki pociąg do ekspresyjnych rysunków, także cierpi przez odautorskie braki formalne - jest męczący, w zamyśle samotny i w traumie - faktyczne odczucie to majaczący, bliski omamów stary malutki. 
Myślę sobie, że szkoda papieru na tę książkę. Wielkie marnotrawstwo.

1 komentarz: