Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2019
Od pierwszych stron wiadomo, że to dobra książka. Stylistyka, aura powieści, ale też jej ciężar gatunkowy wyostrzają uwagę czytelnika. I jeszcze ta wielka prostota, pozbawienie treści niuansów i ornamentów, która jest chyba najmocniejszym elementem estetyki.
"Ma ochotę usiąść i odpocząć. Żeby nikogo nie widzieć. Żeby nikogo nie słyszeć. Żeby zapomnieć wszystkie te dźwięki i zapachy. Zapomnieć dworzec, zapomnieć autobus, rozwaloną drogę, księżycowe krajobrazy za oknem, czarny przestrzelony na wylot las, ciemne budynki, przerażone głosy, okna, za którymi nie ma żadnego życia, skrzyżowania za którymi może czekać na ciebie śmierć".
Współczesna Odyseja, dziejąca się w gdzieś na wschodniej Ukrainie, pełna smutku i dojmującego poczucia absurdu. Jej bohaterami są zwykli ludzie próbujący przejść, przejechać, dostać się do strefy wolnej od walk i wystrzałów.
Przez całą 3-dniową podróż towarzyszy bohaterom zimno, mróz, opady. W powietrzu czuć bardzo wyraźny zapach zmokłego psa. Ta wiadomość mocno działa na świadomość czytelnika. Zaczynam czuć to samo.
Spalone domy, wybite szyby, dziury w ścianach po pociskach, odgłosy strzałów, patrole. To pośród nich przemykają uchodźcy, uciekinierzy, ludzie, którzy z jakichś powodów musieli zostać w ostrzeliwanym mieście.
Jednym z nich jest nauczyciel ukraińskiego, niepełnosprawny Pasza, który rusza do miasta, w którym pozostał jego siostrzeniec. Niebezpieczna i znojna droga prowadzi przez wiele etapów, które stanowią dla bohatera wielkie zagrożenie.
Pasza za każdym niemal razem zastanawia się jakiego języka użyć w rozmowie z kolejnym patrolem, by nie podpaść i nie stracić szansy na odnalezienie siostrzeńca.
Choć polskiemu czytelnikowi trudno będzie w to uwierzyć, za każdym razem gdy Pasza mówi, że jest nauczycielem, jest traktowany z szacunkiem. W tej książce wzgardzany i obśmiewany u nas zawód, wciąż cieszy się zaufaniem.
Pasza rusza ze swojej bezpiecznej, nieobjętej wojną strefy do miasta, w którym znajduje się tytułowy internat. Już samo wspomnienie tego miejsca przyprawia o słabość. Zsyłane są tam bowiem dzieci problematyczne, których rodzice nie potrafią lub nie chcą zapewnić im godnego dzieciństwa.
Pasza czuje się odpowiedzialny za chłopca, odnosi wrażenie, że musi sprowadzić go do domu i ta świadomość powoduje, że bez ceregieli i zawahań pokonuje kolejne etapy swej prywatnej Odyseji. Nie skupia się na wojnie i jej zmorach. Po prostu, jego misją jest chłopiec. Na okropieństwa jakie znajduje po drodze, stara się nie zwracać więcej niż koniecznej uwagi. Pasza musi wykazać się trzeźwym umysłem, sprytem i silną wolą, by z piekła wojny, czasem też środka niczego, miejsca gdzie nie można nikomu ufać, nikt niczego nie wie, wyciągnąć siostrzeńca.
Tę niezłomność widać zarówno w chwilach jego pasywności (jazda samochodem, czas na dworcu, przeprawa przez tory), jak i w aktywności (reprezentant ludu, szpital).
Pasza widzi zagubionych cywilów, ukrytych w piwnicach. Patrzy na żołnierzy, tępych i chamskich, który nie wiedzą o co walczą i czego dotyczy konflikt. Widzi bagaże uciekających - kradzione futro, pusta walizka, plik dokumentów. Absurd, bezsens, niedorzeczność. Jednak taka jest wojenna rzeczywistość: pusta, grubiańska, skołowana, niepewna.
Pasza powtarza jak mantrę, że nikogo nie jest mu szkoda - ani polityków, ani wojskowych, ani narodu znajdującego się po drugiej stronie barykady, nawet swojego narodu nie jest mu żal. Ten konflikt nie ma rozwiązania, tak jak nie ma nadziei na poprawę.
Pasza bardziej milczy, nie afiszuje się ze swoim zdaniem, które jest asekuranckie, bo powtarza też, że to nie jego wojna, nie jego konflikt, nie jego problem.
Bezradność, której udziałowcami stają się wszyscy ci, których nieszczęsny los rzucił w trudne geograficznie rejony staje na pierwszym planie. Bezsilność wobec wojennych prawd jest jedyną stałą. Zniszczenia ściśle materialne, ale też te ulotne, ze strefy pozamaterialnej są nie do odtworzenia.
Wojna niszczy wszystko. Od zawsze.
Nie mówię nie.
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń