Wydawnictwo Karakter
Kraków 2015
Jestem zaintrygowana zuchwalstwem autora, który ma odwagę zmierzenia się z twórczością samego Alberta Camusa. Jego bezceremonialność w korzystaniu z pomysłu i bazy, jaką jest "Obcy" Camusa intryguje i wciąga tym bardziej, że jest "Sprawa..." pełna emocji, szczególnie tych związanych ze wzburzeniem i gniewem.
"Tyle razy chciałem zabić Musę po jego śmierci, żeby pozbyć się tych zwłok, żeby odnaleźć utraconą czułość Mamy, żeby odzyskać własne ciało i zmysły, żeby... Jednak, dziwna sprawa. Twój bohater zabija, a to ja czuję się winny, to ja jestem skazany na błądzenie".
Autor nadaje imię Arabowi zabitemu w "Obcym". Wymyśla też Haruna, brata zabitego, który jest narratorem w "Sprawie...". Żyjący brat oddaje wszystko, by upamiętnić i nie dopuścić do zapomnienia Musy. Próbuje też zmierzyć się z mitem brata, który wciąż jest najważniejszy dla matki, ważniejszy nawet niż jej żyjące dziecko.
Przez całą powieść bezlitośnie rozlicza się z francuskim kolonializmem, społecznymi niesprawiedliwościami, bezsensem i absurdalnością przypadkowej śmierci. Często posługuje się żartem, bo przecież to najlepsza broń w wyżej wymienionych sprawach. Czasem też jedyna.
Jednak powieść Daouda to nie tylko rozliczenie z przeszłością i historią kraju. Nie chodzi tylko o oskarżenie i ukaranie Francuzów. Autor nie ma litości także dla swoich - ulegających religijnym mitomanom czy politycznym szowinistom. Porównanie religii do zorganizowanej wycieczki ma tutaj swoje uzasadnienie, jest jaskrawe i dobrze oddaje szaleństwo jakie zdarza się wśród najbardziej ortodoksyjnych wyznawców islamu.
Ciekawa jest również odautorska zabawa w uczynienie z Camusa autora, który wybił się na tragedii algierskiej rodziny - opisując i publikując ją.
Kamel Daoud napisał soczystą, mocną, skrzącą się od emocji powieść, która pełna buntu i złości niesie czytelnika na fali gorączkowej niezgody na zastany świat. Jeśli po drodze zdarzają się jakieś chwile szczęścia są na tyle osobne, krótkie i ulotne, że aż trudno zauważalne. Życie to cierpienie, ból, brak poczucia spełnienia i wiadomy finał, który mało kogo napawa optymizmem.
Mimo całego bezsensu wynikającego z życia (przecież zawsze zakończy się śmiercią), autor cały czas utwierdza czytelnika w przekonaniu, że najważniejsze jest własne zdanie, wolność jego głoszenia.
"Tyle razy chciałem zabić Musę po jego śmierci, żeby pozbyć się tych zwłok, żeby odnaleźć utraconą czułość Mamy, żeby odzyskać własne ciało i zmysły, żeby... Jednak, dziwna sprawa. Twój bohater zabija, a to ja czuję się winny, to ja jestem skazany na błądzenie".
Autor nadaje imię Arabowi zabitemu w "Obcym". Wymyśla też Haruna, brata zabitego, który jest narratorem w "Sprawie...". Żyjący brat oddaje wszystko, by upamiętnić i nie dopuścić do zapomnienia Musy. Próbuje też zmierzyć się z mitem brata, który wciąż jest najważniejszy dla matki, ważniejszy nawet niż jej żyjące dziecko.
Przez całą powieść bezlitośnie rozlicza się z francuskim kolonializmem, społecznymi niesprawiedliwościami, bezsensem i absurdalnością przypadkowej śmierci. Często posługuje się żartem, bo przecież to najlepsza broń w wyżej wymienionych sprawach. Czasem też jedyna.
Jednak powieść Daouda to nie tylko rozliczenie z przeszłością i historią kraju. Nie chodzi tylko o oskarżenie i ukaranie Francuzów. Autor nie ma litości także dla swoich - ulegających religijnym mitomanom czy politycznym szowinistom. Porównanie religii do zorganizowanej wycieczki ma tutaj swoje uzasadnienie, jest jaskrawe i dobrze oddaje szaleństwo jakie zdarza się wśród najbardziej ortodoksyjnych wyznawców islamu.
Ciekawa jest również odautorska zabawa w uczynienie z Camusa autora, który wybił się na tragedii algierskiej rodziny - opisując i publikując ją.
Kamel Daoud napisał soczystą, mocną, skrzącą się od emocji powieść, która pełna buntu i złości niesie czytelnika na fali gorączkowej niezgody na zastany świat. Jeśli po drodze zdarzają się jakieś chwile szczęścia są na tyle osobne, krótkie i ulotne, że aż trudno zauważalne. Życie to cierpienie, ból, brak poczucia spełnienia i wiadomy finał, który mało kogo napawa optymizmem.
Mimo całego bezsensu wynikającego z życia (przecież zawsze zakończy się śmiercią), autor cały czas utwierdza czytelnika w przekonaniu, że najważniejsze jest własne zdanie, wolność jego głoszenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz