poniedziałek, 7 stycznia 2019

Wojciech Jagielski - Nocni wędrowcy [recenzja]

Wydawnictwo: Grupa Wydawnicza Foksal
Warszawa 2009

Północna Uganda, miasto Gulu. Drugie co do wielkości w kraju, posiada lotnisko, dworzec autobusowy, a także obozy dla uchodźców z samej Ugandy, Rwandy czy Konga. I jeszcze ośrodek dla dzieci, które uciekły z Bożej Armii Oporu.
Ta nieprawdopodobna organizacja terrorystyczna powstała jeszcze w latach 80. XX wieku. Na skutek wewnętrznych konfliktów państwowych doszło do próby obalenia rządu, oddziały partyzanckie walczyły z rządowymi wojskami prezydenta Museveniego. Przywódca Armii, Joseph Kony, zbrodniarz wojenny, megaloman i narcyz, ogłosił się prorokiem, głosem Boga i czym tam jeszcze. Jego postulatem jest obalenie rządu, stworzenie nowego ustroju, najchętniej teokratycznego ze sobą na czele, którego podstawą będzie Dekalog, a także wyższość etnicznej grupy Aczolich. 
Swych partyzantów rekrutuje gwałtem i siłą. Szeregii jego Armii zasilają dzieci, najmłodsze to ponoć 5-latki, zmuszane do przemocy. 
Porywane, zastraszane, bite dzieci, wykonują coraz brutalniejsze i krwawsze rozkazy tyrana, mając do wyboru posłuszeństwo lub śmierć. Ich bestialstwo obrosło legendą w Sudanie. Zmuszane do mordowania własnych rodzin, robią to.
Ponieważ najłatwiej atakować im po zmroku, w Ugandzie bandy te zwane są nocnymi wędrowcami.
Jagielski trafia w Gulu na ośrodek dla ocalonych z Armii, dzieci, które przygotowuje się do życia w społeczeństwie. Po latach w buszu, lasach, pośród okrutnych zasad majaków Kony'ego, mają one zostać poddane resocjalizacji i wrócić na łono względnej normalności.
Autor opisuje przypadek Samuela, który przeszedł wszystkie etapy wtajemniczenia w organizacji, teraz próbuje zerwać z przeszłością. Początkowe zabawy w wojnę, porwania, odbicia więźniów, jakie Jagielski obserwuje w ośrodku w Gulu, wydają mu się dziecinną zabawą. Dopiero historia Sama uświadamia mu, że dzieci biegające po podwórku i udające mordowanie maczetami więźniów, odwzorowują tak naprawdę własne doświadczenia z nieodległej przeszłości.
Łączy autor studium przypadku z szerszą perspektywą, w której opowiada o początkach Armii: kapłance i inicjatorce wojny domowej, Alice Aumy, która utrzymując, że jest prorokiem, obdarzonym niezwykłymi zdolnościami zaczęła gromadzić wokół siebie wyznawców, chętnych do walki poprzez rzucanie czarów oraz sprawdzanie własnej wyjątkowości (wg zasad Aumy, kule w zetknięciu z ciałami wojowników, miały zamieniać się w wodę). Czary, które stanowiły o wyjątkowości programu kapłanki Alice, przetrwały również do czasów Kony'ego. Dlatego wciąż pokutują przesądy o zakazie przekraczania rzeki, rzucania zaklęć czy inne, kompletnie niezrozumiałe dla nas, tzw. czytelników Zachodu zasady.
Jagielski opisuje co widzi, zmaga się z własną niemocą i słabością - jego sympatia do Sama, złość na to, że chłopiec jest dlań tylko tematem, który zostawi, gdy odjedzie z Ugandy, rzutują na sposób narracji: oposowy, wyważony, ale też empatyczny, poszukujący.
Jak trudna, niewdzięczna i znojna jest robota reportera wojennego widać w "Nocnych wędrowcach". Autor zmaga się ze starą reporterską prawdą, która z jednej strony każe mu opisywać zastany świat, a z drugiej go zmieniać.
Tutaj jasno opisuje jak silna jest jego niemoc i bezradność - nie ma on żadnego wpływu na losy świata. Na przyszłość Samuela także.

1 komentarz: