wtorek, 13 października 2015

Ludmiła Ulicka - Daniel Stein, tłumacz [recenzja]

Wszystko bardzo dobrze rokowało. Niezmiernie przypadła mi do gustu forma książki - zbiór listów, wspomnień, depesz, wywiadów, dzienników bohaterów, którzy w różnym stopniu dominują w poszczególnych jej partiach. Przeplatają się tu między sobą wątki, losy ludzi, a wszystko to ma pewien łącznik, którym bez wątpienia jest Daniel Stein.
Ta fikcyjna postać wzorowana była na prawdziwym Danielu Oswaldzie Rufeisenie, polskim Żydzie, który został katolickim duchownym, a na dodatek postanowił wyjechać do Izraela, by tam organizować kościół rzymskokatolicki. Cóż za niesamowita mieszanka znaczeń i wykluczeń, a wszystko to tkwiło w jednym człowieku. Uczynienie takiej postaci głównym bohaterem książki było bardzo ryzykowne. Sytuacje i historie (nawet najbardziej nieprawdopodobne) dziejące się w życiu, bardzo kiepsko wypadają w literaturze: płasko, sztucznie, niemożliwie.
Ulicka wielokrotnie dała tego przykład w opisywanej książce. O ile wspomnienia wojenne Daniela, który ratował Żydów z getta są interesujące i prawdopodobne, to dalsze opowieści o nim stają się nieznośnie afektowane, opisujące człowieka bez wad. Nie jest to najmocniejszy zarzut. Dużo gorzej wypadają przelewające się przez karty powieści przekonania autorki, która wkłada je w usta kolejnych bohaterów. Bardzo dużo tutaj przemyśleń religijnych, odautorskich rozwiązań i komentarzy, przez co czasem jest tu zbyt wiele publicystyki, czasem egzaltacji i nieznośnej pretensjonalności. By mówić o pewnych kwestiach trzeba mieć wielki talent i jeszcze większą wiedzę. Autorce tego zabrakło.
Daniel Stein nazwany jest tłumaczem i nie chodzi tu bynajmniej o talent lingwistyczny. Poprzez swoje zawodowe (czy też powołaniowe) doświadczenia jest on łącznikiem między światami: agnostycznym, arabskim, żydowskim i katolickim. Jak trudny to dialog widać po perypetiach księdza Steina. Jednakowoż bardziej obrazowe byłoby oszczędne (w sensie poglądów i słów) opisanie tych zagadnień. To, co niedopowiedziane i zostawiające pole wyobraźni jest bardziej wyszukane, ciekawsze, tajemnicze. Gdy wciąż musimy przedzierać się przez tyrady poszczególnych bohaterów, czar pryska, książka staje się nużącym, męczącym obowiązkiem.
Szkoda, ponieważ z technicznego i konstrukcyjnego punktu widzenia powieść ta miała potencjał.
Akcja rozrzucona po całym świecie (Czechy, Boston, Izrael, Litwa, Rosja, Polska, Watykan), różnorodność i mnogość bohaterów, co daje wiele możliwości w budowaniu charakterów, są potencjałem, który nie broni się w obliczu fabuły, zbyt ciężkiej, by stać się interesującą.
Co do treści: losy Daniela Steina, chłopaka, który przeżył wojnę, ratował pobratymców z getta, potem wstąpił do klasztoru, wyjechał do Izraela, gdzie musiał mierzyć się z brakiem zrozumienia i trudnościami. Wciąż otaczają go ludzie, mniej lub bardziej z nim związani: para lekarzy, których uratował z emskiego getta, dziewczynka, która przyszła na świat w partyzanckim lesie, a także siostra zakonna w kryzysie powołania, czy młoda Niemka pragnąca odkupić winy dziadka hitlerowca. Wszyscy ci ludzie ulegają czarowi Daniela, który przez całą powieść powoli odsłania przed czytelnikami kulisy swego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz