Książka inna niż wszystkie. Autor jako dziecko przebywał w obozie Auschwitz, tam został rozdzielony z matką, tam przeżył najtragiczniejszy czas swojego życia. Jednak w Pejzażach... nie ma oskarżycielskiego, mocnego tonu, tak charakterystycznego (i zrozumiałego) dla tego typu publikacji. Otto Dov Kulka prowadzi nas przez swoje rozmyślania o tamtych czasach w melancholijny sposób, który tak bardzo różni się od retoryki i stylu przyjętego dla byłych więźniów obozów koncentracyjnych, że aż nie potrafię się odnaleźć w jego filozofii.
Podtytuł: Rozmyślania o pamięci i wyobraźni idealnie opisuje treść książki. To zdanie w zasadzie wystarczy, mówi bowiem wszystko.
Pamięta on likwidację poszczególnych bloków, śmierć więźniów próbujących ucieczki, pożegnanie z matką, a także to, że jego przeżycie było dziełem przypadku. I to nie raz.
Wspomina towarzyszy niewoli, którzy w tym nieludzkim czasie potrafili rozmawiać o literaturze (parokrotnie pojawia się Dostojewski), poruszające są przedrukowane wiersze kobiety, która wręczyła je kapo na chwilę przed śmiercią. Tworzyli oni sobie namiastkę normalności, życia.
O tym wszystkim nie może zapomnieć Kulka. Nie wiem na ile nie potrafi on zrozumieć swego przeżycia, na ile świadomość, że mu się udało jest ciążącą, nieznośną. Kulka żyje wciąż za bramą obozu, i nic tego nie zmieni. Ani czas, ani życiowe doświadczenia, nic nie pomoże człowiekowi, który zamknął się na przyszłość.
Bardzo to wszystko przygnębiające.
W zasadzie nie jestem entuzjastką tej książki. Jest ona bardzo intymna, jednak poprzez szereg rozmyślań, kontemplacji, analiz, wydaje się być mieszaniną nieprzyswajalną. Połączenie tragicznych wspomnień z inteligenckimi dywagacjami nijak do mnie nie trafiają.
Po lekturze pozostaje cisza i pustka. I to ciągłe niedowierzanie, że Auschwitz było naprawdę.
Bardzo chcę to przeczyttać!
OdpowiedzUsuń