wtorek, 1 września 2015

Karl Ove Knausgård - Moja walka. Księga 2 [recenzja]

Jak pospolite i banalne jest życie pisarza. Szczególnie takiego, który ma trójkę małych dzieci. Musi się nimi zająć, ubrać, nakarmić, wziąć na spacer, co gorsza - od czasu do czasu zabrać na jakiś koszmarny kinderbal, gdzie przesiadując w kuchni odliczał godziny do zakończenia męki.
Knausgard jest bezlitosny w swoich opisach, nie oszczędza nikogo, nawet (a może przede wszystkim) siebie. Ma wieczne problemy z samooceną, jest introwertykiem, który czasem kojarzył mi się nawet z mizantropem. Jego literackie dążenie opiera się na dotknięciu rzeczywistości, prawdziwego życia, zbliżeniu się doń. Niby prosta sprawa, ale spróbujcie tego dokonać...
W drugiej części Mojej walki rozczytuje się autor w realistach rosyjskich. Widać tu ewidentny wpływ Tołstoja - opisy Knausgarda są równie obfite, jak u twórcy Wojny i pokoju. I na dodatek, często są one mocno niepokojące. Przyjrzyjmy się choćby wspomnianemu wcześniej dziecięcemu przyjęciu urodzinowemu - pisarz tak stopniuje emocje, tak zręcznie operuje środkami wyrazu, że czytelnik czuje zaniepokojenie i kompletny brak komfortu. Brnąc przez kolejne strony kinderbalu, podobnie jak ich autor czekałam końca tych przykrych dlań chwil, bo sama (na czas lektury) tak mocno przeniknęłam jego spojrzeniem na świat. 
Wielka to umiejętność zarazić czytelnika własnym nastrojem, usposobieniem. 
Pomimo, że książka jest relacją z życia, opisem codziennych wyborów, zmagań, wątpliwości, to jednak ma w sobie moc, czar, który nie daje spokoju, porywa do lektury.
Knausgard nie ukrywa, że Moja walka to (ponoć) swobodne odniesienie do jego własnego życia. Z jednej strony to bardzo odważne, z drugiej niebezpieczne, bo odzierające z intymności, tajemnicy, odsłanianie się przed publicznością, która zwykle bywa bardzo krytyczna i bezwzględna.
Nie uważam by była to wielka literatura. Pociąga mnie ta rozwlekłość, wylewność, multipleksacja, która od zawsze jawi się mi jako coś godnego uwagi. Ważne, by ta wielość słów miała sens, a tu ma.
Mniejszą wagę przywiązuję do zwierzeń z zakresu własnego życia, choć wiele z doświadczeń Knausgarda mogłabym i sobie przypisać. Poznaję jego wątpliwości, szukam razem z nim ukrytych (i oczywistych) sensów, i wciąż nie mam dość. Pierwsza część była bardziej dramatyczna, emocjonalna, sięgająca czasów dzieciństwa, druga, gdy nastała dorosłość jest nie tyle łatwiejsza, co bardziej na czasie, bliższa mojemu życiu. Może dlatego tak zapamiętale ją czytałam?
Czekam na trzeci tom. Bez niecierpliwości, ale z ciekawością.

3 komentarze:

  1. Mam oba tomy, ale wymyśliłam sobie, że przeczytam to po przeczytaniu Prousta, którego dotychczas nie miałam czasu zgłębić. Czy słusznie czekam? Nie wiem. Co sądzisz?

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. To wielkie wyzwanie czytelnicze. Ale czy rzeczywiście lepiej jest najpierw przeczytać Prousta przed 'Moją walką'? BO jeśli ta książka pełna jest odniesień do Dzieła, to wyprzedzając kolejność, stracę coś z treści.

      Usuń