Źle mi z tym, ale książka Kicińskiej wcale mi się nie podoba. Najbardziej irytujące jest to, że nie mam się do czego przyczepić. Autorka postanowiła przywrócić pamięć o Stefanii Wilczyńskiej, długoletniej współpracownicy Janusza Korczaka, która wespół z nim i wychowankami Domu Sierot zginęła w Treblince.
Dokumentów dotyczących tej zapomnianej bohaterki jest jak na lekarstwo, więc książka składa się z wielu niedopowiedzeń, znaków zapytania, konfabulacji, domniemań. I chyba własnie to jest dla mnie największym problemem - domyślanie się autorki, kombinowanie co czuła Wilczyńska, o czym myślała, dlaczego popełniała takie a nie inne wybory. Wychodzi z tego pokraczne mędrkowanie i fantazjowanie kompletnie niepotrzebne, czyniące tę książkę niefortunną.
Z drugiej strony autorka latała po świecie, szukała żyjących wychowanków Domu Sierot, starała się poprzez ich wspomnienia dociec, jaka była Pani Stefa. Czy naprawdę surowa, zasadnicza, oschła? A może oddana, sprawiedliwa i czuła?
Z pozostawionych listów, zdjęć wyziera postać tragiczna: wierna idei wychowania stworzonego wspólnie z Korczakiem, choć z biegiem lat coraz mocniej przekonana o tym, że ich system był zbyt naiwny i utopijny jak na tamte czasy i rzeczywistość. Wilczyńska całkowicie poświęciła się pracy - nie miała rodziny, wiele lat nie miała też domu, zamiast zarobków wystarczał jej dach nad głową i wyżywienie w Domu Sierot. Zmęczenie, które przyszło z wiekiem, rozczarowanie, walka o byt w czasie obu wojen światowych, a także samotność nadają tej zapomnianej przez ludzi postaci tragiczny rys.
Wspomnienia ocalałych wychowanków nic nie wnoszą do historii - ich wiek i pamięć zatarły postać Pani Stefy. Jeżeli już pojawiają się reminiscencje, to u każdego interlokutora skrajnie różne od poprzedniego: jeden pamięta ja jako anioła, drugi bez wahania stwierdza, że była niesprawiedliwa, nie lubił jej. Nie ma jednak sposobu na porównanie, odkrycie prawdy - zginęła 73 lata temu.
Jakkolwiek doceniam poruszony temat, cieszę się, że to własnie Wilczyńska jest bohaterką książki, to sposób w jaki autorka zmierzyła się z nią, kompletnie do mnie nie trafia.
Na koniec wypadałoby dodać, że skoro jestem taka mądra i czepliwa, to sama powinnam napisać coś satysfakcjonującego ku pamięci Pani Stefy. Nie zrobię tego, bo nie potrafię. Pozostaje mi tylko czekać, aż ktoś inny zrobi to w umiejętny sposób.
A ja zamierzam tę książkę przeczytać. Nawet ją już mam.
OdpowiedzUsuń