poniedziałek, 7 listopada 2022

Ariane Koch - Gość [recenzja]

 

Przekład: Zofia Sucharska

Wydawnictwo Drzazgi

Okoniny 2022


Nie lubię pisać o książkach niekorzystnie. Naprawdę. Czasem, gdy książka nie wciąga, odkładam ją i już. W tym przypadku nie mogłam sobie na to pozwolić. Moje zaufanie do wydawnictwa Drzazgi jest tak wielkie, że przez całą lekturę szukałam nici porozumienia z treścią, fabułą, bohaterami, nastrojem. Na próżno. W żadnym stopniu, w najmniejszym nawet fragmencie nie poczułam się związana z książką, nie poczułam jej. Pustka.

Samo założenie fabularne było świetne - oto mieszkająca samotnie narratorka, która nie pracuje, a jednocześnie nie ma na nic czasu, bo samo mieszkanie w domu jest tak zajmujące, postanawia przyjąć pod swój dach Gościa. Tajemniczego, nieznanego z imienia mężczyznę (który czasem wydawał mi się mocno zezwierzęcony w niektórych przedstawieniach fabularnych). Oddaje mu jeden pokój, pozwalając na wspólne mieszkanie w jednym budynku.

Zresztą, nie wiadomo jak długo. Nad bohaterką wisi, niczym miecz Damoklesa wizja rodzeństwa, które znakomicie radząc sobie w życiu, pewnego dnia upomni się o podupadające, a wciąż rokujące domostwo, które rodzice, nieopatrznie zostawili narratorce. Póki co jednak mieszka ona i żyje pod jednym dachem z tajemniczym kimś, kto poznany w barze w tzw. rondlu, miejscu społecznych obserwacji, oknie na świat i relacje nim rządzące. 

Gdy dostępujemy wyróżnienia, jakim jest obcowanie z tą pogmatwaną i dość ekstrawagancką historią, która dzieje się albo prawdziwie, albo tylko w wyobraźni bohaterki, nagle pojawia się gęstość emocji, niepewność znaczeń. Z jednej strony zbuntowana bohaterka pomstuje na miasteczko, w którym przyszło jej się urodzić wbrew własnej woli (i w którym nie ma zamiaru umierać), z drugiej zaś postanowiła podzielić się swoją wyjątkowością na życie we dwoje. 

Nagle wszystko staje się przeciwstawne i zwalczające się: dowcipy stają w gardle i nie da się ich wyciągnąć, nawet przy pomocy dentysty, bohaterka zaczyna udawać umarłą, czy, dla przykładu: szukaniu zła dookoła, gdy, właściwie jest ono tylko we wnętrzu narratorki.

Jest duszno, jest emocjonalnie, ale nie esencjonalnie, fragmenty rwane, dziwne, czasem wydające się tylko figurą stylistyczną stworzoną na potrzebę zapisania jej. Ten rodzaj sztuczności, który udaje wyjątkowość jest nużący i monotematyczny. Zamiast klaustrofobicznego strachu o wolność mam wątłą radość, że jednak przebrnęłam przez treść. Dla mnie nietrafioną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz