poniedziałek, 8 maja 2017

Hubert Hender - Lęk [recenzja]

Wydawnictwo Filia
Poznań 2017

Hender zaskakuje. Wraca z trzecią powieścią, lepszą od poprzednich.  Z przyjemnością patrzę na rozwój talentu tego pisarza i czekam kolejnych jego literackich prób. 
W najnowszej powieści przenosi nas do Jeleniej Góry, gdzie znika nastolatka. Początkowy sceptycyzm policji przeradza się w gorączkowe poszukiwania. Powodem są zaginięcia kolejnych dzieci. Iwanowicz bardzo osobiście traktuje całą sprawę, a ta rozwija się w coraz większym tempie. Jej finał zaskakuje, ale też daje wiele do myślenia. Czas goni śledczych,  atmosfera gęstnieje...
„Lęk” jest inny  niż wcześniejsze jego powieści, dojrzalszy, a przy tym bardzo emocjonujący, chwytający za serce. Napięcie trzyma czytelnika w żelaznym uścisku, ma ono jednak inne podłoże niż wcześniejsze książki, mniej tu strachu, więcej emocji, które dotykają nas na co dzień. 
Atutem drogi, którą podąża autor jest regionalizm i rzucenie bohaterów na Dolny Śląsk, w rodzinne strony autora. Pokazanie topografii miejsc, atmosfery miast i miasteczek, wiosek i turystycznych atrakcji pokazuje, jak toczy się życie w małych społecznościach, jak wyglądają tam układy, codzienność. Rzeczywistość wyobrażona przez autora jest jak szyta na miarę – tak mocno przypomina naszą codzienność, że łatwo przekuć sceny z książki na realne sytuacje. 
Bycie blisko zwykłego człowieka, pokazanie świata z oddolnej perspektywy zjednuje czytelnika, daje wrażenie poufałości.
Ważne jest też pokazanie ludzkiej strony głównego bohatera, właśnie tego mi było trzeba – zajrzeć do jego emocji, poznać historię. Ta wiedza nie tylko utwierdziła mnie w sympatii do Iwanowicza, ale też rozbudziła chęć na więcej opowieści o nim w kolejnym tomie. Czekam więc.
Najlepszą stroną Hendera były do tej pory dialogi – mocne, spójne, przemyślane i logiczne (a w dzisiejsze prozie kryminalnej to nie takie oczywiste). W tej materii nic się nie zmieniło – dialogi są jego wizytówką.
I, choć na rynku  polskich pisarzy kryminalnych jest bardzo ciasno Hender ma tam ugruntowaną pozycję. Pośród rozchwytywanego hurtownika Mroza (grozą napawa mnie ilość premier i wydań kolejnych jego książek), egzaltowanej i sztucznej Bondy (wciąż nie rozumiem jej popularności....) czy pozostającego dziś nieco na uboczu Miłoszewskiego (któremu nie wybaczę błędów formalnych w „Ziarnie prawdy”). Hender wydaje się niezmanierowany i świeży.
Będę bacznie obserwować jego dalszą drogę, ciekawe dokąd go zaprowadzi...

2 komentarze:

  1. O, nie znam, to muszę się zapoznać z tą "świeżą" twarzą polskiego kryminału.

    OdpowiedzUsuń