niedziela, 18 grudnia 2016

Karl Ove Knausgård - Moja walka. Powieść 5 [recenzja]

Przekład: Iwona Zimnicka
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2016

Kręcę głową z niedowierzaniem. Piąty tom, a ja wciąż w transie.
Krępuje mnie (drobnomieszczańskie naleciałości trzymają się mocno) ekscytacja czyimś życiem, bo wciąż odbieram ten cykl (na ile ulegam zabiegom promocyjnym wydawców?) jako silnie autobiograficzny. 
Za każdym razem, w nieustającym zdumieniu, pochłaniam kolejne strony, coraz bardziej zaangażowana w historię i jej twórcę.
Siłą autora jest prostota, pewna surowość języka, brak udziwnień, ulepszeń, przedstawianie sytuacji i emocji w bezpośredni sposób. Sprytny zabieg, zjednujący czytelnika w dwójnasób: z jednej strony podziwia się odwagę i sam koncept, a z drugiej zostaje zaspokojona odwieczna potrzeba igrzysk i chleba - sprawy intymne, mogące uchodzić za świętość zostają podane po prostu, bez sentymentu.
Wszystko to gra i plan, bon mot i sól attycka: przemyślana, dopracowana, zwielokrotniona i wywyższona przez autora, sterowana, obliczona na efekt opowieść o codzienności, odtworzonej aż do przesady. Jednak w tych detalach i niuansach jest siła. Knausgård pokazuje, że literatura jest wszędzie,w każdym elemencie codzienności. Potrzebny tylko zręczny komentator i interpretator, który umiejętnie przekształci zwyczajność w nadzwyczajność.
Autor nie robi nic nadzwyczajnego, a jednak czytelnik czuje się nadzwyczajnie. Może pisanie o troskach, obawach, własnych porażkach, błędach, pokazywanie strachu, emocji, dylematów jest tym, co wyróżnia cykl powieści Moja walka.
W końcu trawienie powszedniości, czynienie z niej literackiej bohaterki jest celnym zabiegiem.
Piąty tom to wciąż powracające rodzinne niesnaski, wewnętrzne dylematy, bohater zaczyna też studia, najpierw w rocznej szkole pisania, później kursy uniwersyteckie. Życie studenckie uderza mu do głowy, wielokrotnie zbacza z prostej drogi, błądzi, szuka pomysłu na siebie, frustruje się brakiem pomysłów na powieść. 
Odnosi wrażenie, że wszyscy wokół się rozwijają, pną do góry, wiedzą czego chcą, tylko on tkwi w miejscu, uczepiony własnych słabości i obaw. Znajomi z kursu wydają książki, czas płynie, a z wydawnictw przychodzą tylko odmowy. Karl Ove zaczyna szukać innego pomysłu na przyszłość, wciąż marząc o literackiej karierze...
Mimo głosów, że Moja walka jest rodzajem terapii czy innej kuracji osobowościowej - nie dbam o to. Warstwa literacka jest na tyle dobra, że wszelkie inne aspekty nie są jej potrzebne.
Knausgård trafił na właściwą ścieżkę. I dobrze. Czekam na szóstą część. Jak zwykle, z niecierpliwością.

1 komentarz:

  1. Czytam tyle pochlebnych recenzji o 'Moich walkach', a ja nie mam czasu na przeczytanie nawet pierwszego tomu.

    OdpowiedzUsuń