niedziela, 10 maja 2015

James Ellroy - Tajna sprawa [recenzja]

Książka dla miłośników czarnego kryminału. Nie każdy odnajdzie się w mrocznej stylistyce rodem z kina noir. Autor osadził akcję w Los Angeles lat 50., co może być pewną przeszkodą dla pewnych grup czytelników, choćby ze względu na odległe czasy, ówczesną obyczajowość.
Kulturowo, poznawczo, a także językowo i stylistycznie jest ta powieść bardzo interesująca. Poznając kolejne strony historii otrzymuje czytelnik niecodzienną rozrywkę. Na kartach Tajnej sprawy dzieje się... film. Sugestywny język Ellroy'a powoduje, że fabuła jawi się niczym film noir. Niezwykłe doświadczenie.
W wywiadach, James Ellroy  kreuje się na bezkompromisowego, ostrego, posiadającego własne (czasem kontrowersyjne) zdanie twórcę. Jego powieściowe kreacje, bohaterowie, prowadzenie wątków, tylko potwierdza pewnego rodzaju zaciętość, charakter, niezłomność. W tym gatunku jest to tylko zaleta.
Akcja powieści sytuuje się w roku 1951, w Los Angeles. Młody, bardzo ambitny i pewny siebie policjant, Freedy Underhill toczy rozrywkowe, lekkie życie bawidamka i uwodziciela.
Gra w golfa, znajduje dziewczyny na jedną noc, pije i planuje swoją zawodową ścieżkę. Nic wielkiego, nic odkrywczego.
Sprawy komplikują się, gdy jedna z kochanek Underhilla zostaje zamordowana. Młody policjant na własną rękę próbuje rozwikłać zagadkę jej śmierci. Nie przypuszcza nawet jak bardzo ta sprawa wpłynie na jego przyszłość... Zaczyna szperać w życiorysie zmarłej Maggie Cadwallader, szukając jakiegoś szczegółu, ciemnych fragmentów jej przeszłości, tajemnic, które pozwolą na odszukanie mordercy. Do swej szczególnej sprawy przekonuje Dudley'a Smitha, porucznika z wydziału zabójstw, doświadczonego policjanta, z kontrowersyjnymi metodami przesłuchań. Zapowiada się ciekawa potyczka, nie tylko między sprytnym mordercą, a policją, ale także starcie na linii Smith - Underhill, a wszystko to w otoczeniu starego, zapomnianego już Los Angeles.

1 komentarz:

  1. Czarny kryminał to nie do końca mój gatunek, ale dla odmiany warto by zajrzeć.

    OdpowiedzUsuń