piątek, 31 października 2014

Sarah - Kate Lynch - Za oknem cukierni [recenzja]

Lektura tej książki kończy się kompletnym smutkiem, spowodowanym brakiem talentu u autorki. O niemal fizyczny ból przyprawia poznawanie kolejnych miałkich, bezbarwnych, pozbawionych polotu i pomysłu perypetii głównej bohaterki. Czasem zastanawiałam się czy Lynch jest egzaltowaną nastolatką, czasem wydawało mi się, że kolejne strony powstają na siłę. W efekcie wydaje się, że książka telefoniczna jest dużo ciekawsza niż Za oknem cukierni.
Nijakie pióro to tylko wierzchołek góry lodowej. Kompletny brak zrozumienia ludzkiej psychiki, banalne, pozbawione logiki poczynania bohaterów, nieumiejętność wykorzystania potencjału tkwiącego w krajobrazie i scenerii, stanowią najbardziej rozpaczliwe sygnały świadczące o braku talentu.
Co do fabuły:Mieszkanka Nowego Jorku,  Lily Turner odkrywa, że mąż ma romans. Przypadkiem znajduje w jego bucie do gry w golfa (co za banał!) zdjęcie ciemnowłosej kobiety i dwójki dzieci. Składając kolejne części układanki lokalizuje drugie życie małżonka w Europie, a konkretnie we Włoszech.
W przypływie odwagi kupuje bilet, rezerwuje hotel i rusza w ślad za niewiernym. Trafia do miasteczka Montevedova, gdzie czeka ją wiele zaskoczeń.
Na resztę spuszczam zasłonę milczenia, ta książka absolutnie nie zasługuje na więcej uwagi.

2 komentarze:

  1. Nie pomyślałabym, że książka będzie taka nijaka i nieciekawa, no cóż bywa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie też nie zachwyciła. Mało wiarygodna fabuła.

    OdpowiedzUsuń