niedziela, 17 stycznia 2021

Louisa May Alcott - Dobre żony [recenzja]

 

Przekład: Zofia Grabowska

Wydawnictwo MG

Warszawa 2020


Będzie krótko. "Dobre żony" to flagowy przykład książki, która powstała jako kontynuacja dobrze przyjętej pierwszej części i nie uniosła tematu.

Nic nie zostało z sielankowego, pogodnego obrazu rodziny Marchów. I nie jest to wina dorastających bohaterek, które mimo swych talentów, serdeczności, urody wypadają na kartach książki płasko i blado. Cienie samych siebie. Czytam o ich perypetiach, ale te wiadomości o nich wcale mnie nie przekonują. 

W "Małych kobietkach" prostolinijność i kreatywność dziewcząt jest świeża, rześka, pełna werwy i młodości, tutaj wybrzmiewa jak zgrana płyta, naiwna, infantylna, niepotrzebna.

Najstarsza i najpiękniejsza Meg, urocza chłopczyca Jo, nieśmiała Beth i rozpuszczona najmłodsza Amy znaczą karty powieści. Ich dorastanie, borykanie się z problemami młodych dorosłych, dokonywanie wyborów życiowych, odnajdywanie się w nowych, nieraz matrymonialnych sytuacjach, a także tragedie i nieszczęścia, nieuniknione w ludzkich losach, są ich udziałem.

Jednak, jak mawia mój Tato: "tak dobrze żarło i zdechło" - na nic kreacje i wydumane wątki. Ta książka po prostu nie brzmi. 

Plusem jest wydanie, prawdziwie staranne.

1 komentarz:

  1. Małe kobietki mam w planach, ale czy jej kontynuacje to już nie jestem pewna :)

    OdpowiedzUsuń