niedziela, 20 marca 2016

Judith Katzir - Matisse ma słońce w brzuchu [recenzja]

Przełożył: Michała Sobelman
Wydawnictwo EMG
Kraków 2007

Cóż za szmira. Wprost paraliżująca banalnością, przewidywalnością, a nade wszystko wołającym o pomstę do nieba tournee po europejskich muzeach i tzw. romantycznych miastach.
Długo próbowałam się przekonać do tej książki, miałam nadzieję, że każda kolejna jej strona przyniesie odmianę i jakieś sensowne wytłumaczenie poszczególnych wątków. Nie doczekałam się.
Przez moment miałam też nadzieję, że całość udźwignie historia ciotki głównej bohaterki, Tehiji oraz jej męża Moszego, ale na darmo się łudziłam.
Ta książka to jeden wielki romans z dramatycznym finałem, który oczywisty jest nawet przed poznaniem się kochanków.
Rywi, młodziutka studentka z Tel Awiwu, całe dnie spędza oglądając stare filmy oraz kartkując książki w dziwnym, bardzo tajemniczym i urzekającym antykwariacie starego Goldena.
Pewnego dnia (a raczej wieczoru), gdy wraca do domu (teraz uwaga: będzie naprawdę koszmarkowato) zatrzymuje się przed nią samochód, jest to alfa romeo (tutaj każda nazwa ma znaczenie, wiele uwagi poświęca się ubiorom, restauracyjnym menu i potrawom w ogóle), którego kierowca obdarowuje dziewczynę kwiatem (rzecz jasna różą). Na samo wspomnienie tego fragmentu zbiera mi się na mdłości.
I w ten, jakże spektakularny sposób, autorka wprowadza nas w świat namiętności i uczuć tyleż płomiennych, co skazanych na niebyt (mam nadzieję, że tym zdaniem umiejętnie nawiązałam do stylistyki języka powieści). On starszy i żonaty, ona młoda i ciekawa świata. On zabiera ją w podróż po Europie, ona pozwala się adorować, słucha historii jego życia, i tym podobne dyrdymały.
Nie nadaję się do czytania romansów. Wydaje mi się, że ich autorzy próbują wybadać granicę dobrego smaku, wytrzymałości czytelnika, ale też sprawdzają w którym momencie odbiorca poczuje się urażony i treścią i tematem. Już wiem, że obraziłam się na autorkę i jej pisarstwo na zawsze. Nieodwołalnie i definitywnie.
Rywi i Igal zwiedzając Włochy, Francję, odwiedzają muzea i restauracje, hotele itp. Szkoda słów.
Obserwują, dumają, smakują miejsca, poznają ludzi, a przy tym rozmawiają o sobie, własnych doświadczeniach, planach, marzeniach, przeszłości itp.
Nuda, nuda i nudyści.
Szkoda mi słów na dalsze zajmowanie się tą książką. Spuszczam na nią zasłonę milczenia, właśnie na to najbardziej zasługuje.

2 komentarze:

  1. Szkoda, że to romans (nie znoszę), bo ogólnie tematyka wydaje się ciekawa... Te europejskie muzea ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety w odbiorze takich ksiażek wiele zależy od wrażliwości czytelnika. Tobie polecałabym raczej sięgać po literaturę kioskową.. "Dziewczyna z pociągu" powinna się spodobać.

    OdpowiedzUsuń