środa, 12 grudnia 2012

Charles Baudelaire – Paryski spleen [recenzja]

Do tytułu dołączono dopisek – poematy prozą. W liście do pisarza i krytyka Arsena Houssaye Baudelaire pisał, że jego ambicją było stworzenie prozy poetyckiej,. muzycznej, bez rytmu i rymu, dość giętkiej i skontrastowanej, aby mogła oddać liryczne drgnienia duszy, falowanie marzeń, skoki świadomości. Przyznaje jednak, że w toku prac oddalił się od zamierzonej formuły, pisząc coś zupełnie odmiennego.

Nie ma tu daremnej i czczej intrygi, w książce wszystko jest zarazem głową i ogonem – w dowolnym momencie czytelnik może zrezygnować z lektury, gdyż poszczególne jej fragmenty są swobodnymi narracjami, opierającymi się chociażby o zmysłowe paryskie niebo, oczy biedaków czy szeroko rozumianą samotność.
Zbiór pełen melancholii, często chmurnej, minorowej atmosfery, ukazujący twórcę jako wytrawnego obserwatora i refleksyjnego ironistę (?)
Ależ to trudny materiał, jednak nieodzowny by poczuć i zrozumieć paryski spleen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz