Od początku ta książka nie przypadła mi do gustu. Rozumiem, że Jack Reacher stworzony został po to, by wpadać w tarapaty, a potem koncertowo z nich wychodzić. W tej odsłonie jest zbyt duże nagromadzenie nieprawdopodobnych sytuacji i zdarzeń. Najpierw zostaje on porwany wprost z ulicy, tylko dlatego, że znalazł się w pobliżu kulejącej kobiety, której chciał pomóc. Przez napastników wzięty za jej towarzysza, zostaje zamknięty w pędzącym samochodzie wraz z rzeczoną Holly Johnson, agentką FBI, która jest na tyle ważna, że zostaje ofiarą porywaczy.
Reacher głowi się dla czego to właśnie ona padła ofiarą agresji przestępców. W pewnym momencie podróży wszystko staje się dla niego jasne. Z każdą kolejną stroną sytuacje zakładników ulega jednak pogorszeniu, Reacher staje przed naprawdę trudnym zadaniem, nie tylko uwolnienia Holly, uratowania siebie, ale też... ocaleniem świata.
Tak, tak, tutaj następuje nieprawdopodobna historia o tym, jak pewien szaleniec próbuje stworzyć autonomiczne państwo na terenie USA, a przy tym stworzyć militarną potęgę.
Za dużo tego dobrego jak dla mnie. Do całej tej szaleńczej zabawy dołącza poza FBI, żandarmeria wojskowa, prezydent i parę innych ważnych głów, które uatrakcyjniając fabułę, powodują, że jest ta książka coraz mniej wiarygodna.
Mimo zrozumienia dla autora i jego zamysłów fabularnych nie kupuję tej opowieści. Zbyt wiele wrażeń jak na jedną książkę.
Mimo to chętnie przeczytam kolejne przygody Reachera, może się zrehabilituje...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz