wtorek, 30 września 2014

Gilad Atzmon - Moja jedna jedyna miłość [recenzja]

Do pewnego momentu sądziłam, że ta książka napisana jest specjalnie dla mnie, Im bliżej końca, poczucie to coraz bardziej mnie opuszczało, jednak  lwia część powieści zupełnie mnie satysfakcjonuje.
Mamy oto wybitnego trębacza jazzowego, który porywa tłumy. Przez jego garderobę przewija się tłum oczarowanych fanek, jednak żadna nie potrafi zdobyć serca wirtuoza. Pewnego razu spotyka jednak tajemniczą kobietę Elzę, która totalnie zmienia jego podejście do życia, postrzeganie świata, rozbudza w nim uczucia o których w ogóle nie miał pojęcia.
Książka to jego historia widziana z perspektywy kilku osób. Każdy z bohaterów rozmawia z Birdem Stringshtienem - doktorantem i muzykiem, który postanawia opowiedzieć światu historię geniusza.
Mamy więc spotkania i rozmowy z Danny'm Zilberem, wrażliwym i skrytym artystą, Jest zabawny Awrom Sztil, jego impresario, który wplątał się w działania izraelskich szpiegów. Pojawia się też tajemnicza Elza, o której nic więcej nie mogę powiedzieć.
Każdy patrzy inaczej na życie i przygody Danny'ego, każdy ma swój specyficzny styl i pogląd na świat. Wszystko to daje wybuchową, często bardzo zjadliwą, ale przezabawną satyrą na Izrael i tematy go dotykające. Nie jestem do końca pewna, czy czytelnik nieinteresujący się zagadnieniami żydowskiego świata odnajdzie wszystkie smaczki i wyczuje delikatne niuanse, jednak ryzykowałabym stwierdzenie, że taki czytelnik również znajdzie przyjemność w tej lekturze.
Mossad, tajni agenci, ich szkolenia, wędrowni muzycy, którzy w futerałach kontrabasów przemycają dla służb specjalnych jeszcze bardziej specjalne ładunki... a do tego kąśliwe, mocne i jednocześnie humorystyczne uwagi Awroma, które skutecznie ubarwiają powieść. Autor jest bezlitosny dla Żydów, zarówno tych aszkenazyjskich jaki sefardi. Nie ma litości dla polityki państwa, jego decyzji i struktur. Kamuflaż muzyczny i opowieść o Zilberze, są jedynie kostiumem, bardzo zgrabnie zresztą uszytym.
Przez długie czas powolutku dawkowałam sobie tę książkę w obawie, że zbyt szybko mi się skończy, a to wszystko przez umiłowanie semickiej tematyki, ubranej dodatkowo we wspaniały, niepowtarzalny i czarujący świat trumpet jazzu. 
Jestem urzeczona.

3 komentarze:

  1. Kolejna bardzo ciekawa notka. ;) Chociaż to nie moje klimaty do czytania, poprzednia książka bardziej mi się podobała.
    Obserwacja za obserwacje? Odpowiedz u mnie lub zwyczajnie zaobserwuj, a ja się odwdzięczę. ^^

    Pozdrawiam, Anu.
    http://murasakiiroanu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Satyra powiadasz? Mogłabym się nawet skusić, lubię takie klimaty.

    OdpowiedzUsuń
  3. U Ciebie zawsze są niespotykane lektury. Ja chyba bym tych niuansów nie wyczuła.

    OdpowiedzUsuń