Wołowiec 2015
Jak mawia moja najdroższa Babcia: sprawa się rypła. Na samo wspomnienie Trumpkowego zaprzysiężenia jest mi słabo. Ameryka tak bardzo skręciła w prawo, że można doznać urazu szyi.
W świetle obecnych wydarzeń książka o Ku Klux Klanie jest więc bardzo na miejscu. Niestety.
Autorka poleciała do USA na Krajowy Zjazd Partii Rycerzy KKK do Arkansas, gdzie rozmawiała z Wielkimi Magami, Smokami, którzy ubrani w białe kaptury stawali pod krzyżem (płonącym) i utwierdzali się we własnych przekonaniach.
Autorka jest cierpliwa, nie naciska zbytnio na swoich rozmówców, ale bacznie obserwuje, wyciąga wnioski i łączy pewne fakty, szukając wytłumaczenia ich działań, próbując odczytać, zrozumieć ich perspektywę.
Jak na dłoni, bardzo wyraźnie widać ciągłą granicę i cale może różnic, które dzielą wciąż północ i południe USA. W tak zwanym Pasie Biblijnym, gdzie dominują konserwatywni protestanci (między innymi w Karolinie Północnej, Georgii, Teksasie, Pensylwanii) związki religii i życia codziennego są bardzo silne i złożone.
Krwiożerczo i przerażająco brzmi bon mot królowej Ku Klux Klanu, która uczy dzieci, że kropla ciemnego lukru psuje biały lukier potrzebny do wykonania bożonarodzeniowego tortu.
Zatem Południe kocha Boga, bliźniego (białego), a także słabego i zagubionego (wciąż białego), który w poszukiwaniu sensu życia zasili szeregi Klanu.
Historia samego ruchu bardzo ciekawie przeplata się z poszczególnymi opowieściami uczestników zjazdu w Arkansas, dzięki czemu poznajemy bardzo różne oblicza rasizmu oraz ewolucje samego ruchu, który od bardzo opresyjnego przeradza się w równie bezwzględny, aczkolwiek bardziej ugłaskany, schowany pod delikatnym make up'em poprawności, ruchu sąsiedzko - lokalnego, którego zadaniem jest pomoc, wsparcie, obrona przed niebezpieczeństwami.
Głosząc hasła propagujące rodzinę, modlitwę, amerykańska tradycję powodują, że ich obraz wygląda jak z patriotycznej reklamy - stonowana amerykańska rodzina na uroczym pikniku pod gołym niebem. Tyle tylko, że pod płaszczykiem wzorcowości jest nienawiść, rasizm i zmyślnie przemyślana polityka, która sprawia, że niektóre rejony Stanów są homogeniczne, zamknięte.
Gdy poczytasz zaś czytelniku fragment o PR-owych staraniach nowego wypromowania ruchu, przetrzesz oczy ze zdumienia, zdaje się, że ta sama firma miesza teraz w Polsce - wypisz wymaluj, te same brednie.
Tak daleko ten Pas Biblijny, a tak blisko.
Czytajcie ku przestrodze, choć u nas chyba już za późno, czytajcie dla wiedzy i dla stylu autorki.
Czytajcie i wyglądajcie białych kapturów, nie chcę siać defetyzmu, ale wydaje mi się, że parę osób ma już własny, wyprasowany w pogotowiu...
Autorka jest cierpliwa, nie naciska zbytnio na swoich rozmówców, ale bacznie obserwuje, wyciąga wnioski i łączy pewne fakty, szukając wytłumaczenia ich działań, próbując odczytać, zrozumieć ich perspektywę.
Jak na dłoni, bardzo wyraźnie widać ciągłą granicę i cale może różnic, które dzielą wciąż północ i południe USA. W tak zwanym Pasie Biblijnym, gdzie dominują konserwatywni protestanci (między innymi w Karolinie Północnej, Georgii, Teksasie, Pensylwanii) związki religii i życia codziennego są bardzo silne i złożone.
Krwiożerczo i przerażająco brzmi bon mot królowej Ku Klux Klanu, która uczy dzieci, że kropla ciemnego lukru psuje biały lukier potrzebny do wykonania bożonarodzeniowego tortu.
Zatem Południe kocha Boga, bliźniego (białego), a także słabego i zagubionego (wciąż białego), który w poszukiwaniu sensu życia zasili szeregi Klanu.
Historia samego ruchu bardzo ciekawie przeplata się z poszczególnymi opowieściami uczestników zjazdu w Arkansas, dzięki czemu poznajemy bardzo różne oblicza rasizmu oraz ewolucje samego ruchu, który od bardzo opresyjnego przeradza się w równie bezwzględny, aczkolwiek bardziej ugłaskany, schowany pod delikatnym make up'em poprawności, ruchu sąsiedzko - lokalnego, którego zadaniem jest pomoc, wsparcie, obrona przed niebezpieczeństwami.
Głosząc hasła propagujące rodzinę, modlitwę, amerykańska tradycję powodują, że ich obraz wygląda jak z patriotycznej reklamy - stonowana amerykańska rodzina na uroczym pikniku pod gołym niebem. Tyle tylko, że pod płaszczykiem wzorcowości jest nienawiść, rasizm i zmyślnie przemyślana polityka, która sprawia, że niektóre rejony Stanów są homogeniczne, zamknięte.
Gdy poczytasz zaś czytelniku fragment o PR-owych staraniach nowego wypromowania ruchu, przetrzesz oczy ze zdumienia, zdaje się, że ta sama firma miesza teraz w Polsce - wypisz wymaluj, te same brednie.
Tak daleko ten Pas Biblijny, a tak blisko.
Czytajcie ku przestrodze, choć u nas chyba już za późno, czytajcie dla wiedzy i dla stylu autorki.
Czytajcie i wyglądajcie białych kapturów, nie chcę siać defetyzmu, ale wydaje mi się, że parę osób ma już własny, wyprasowany w pogotowiu...
To to wciąż jest??????
OdpowiedzUsuń