czwartek, 12 października 2017

Andrea Wulf - Człowiek, który zrozumiał naturę. Nowy świat Alexandra von Humboldta [recenzja]

Tłumaczenie: Katarzyna Bażyńska-Chojnacka i Piotr Chojnacki
Wydawnictwo Poznańskie
Poznań 2017


Zachwyt!!! Pełen, skończony, prawdziwy, rozkoszny zachwycający zachwyt! Nad bohaterem, nad pomysłem na książkę, nad jej kompozycją, językiem, nad geniuszem tego, który stworzył własne nowy świat!
A teraz bijmy się w piersi i przyznajmy - kto i ile wie o Humboldcie? Ja niewiele, majaczy mi w pamięci jeden berliński uniwersytet, jedna nagroda dla naukowców, jakieś majaki o amerykańskiej rzecze jego imienia. Tyle. Wstyd.
Ale teraz, skoro odkryłam już biografię pióra A. Wulf, będę smakować, wracać, delektować się ilustracjami (autorstwa samego Humboldta), inspirować się jego dziełami, werwą, pomysłowością, otwartością, głodem świata.
Zdumienie dla jego dalekowzroczności, wizjonerstwa, oddaniu ekologii, lokalności, prawdzie i naturze jest nieograniczone, niezwykłe, niemal nierealne.
Humboldt czerpał z życia pełnymi garściami - zamarzył by wejść na najwyższe wulkany świata, więc na nie wszedł, dźwigając przy okazji najcięższe sprzęty pomiarowe, które miały mu pozwolić zgłębić tajemnice natury. Chodził po zimowych szczytach Ameryki Południowej, przemierzał lasy deszczowe, rosyjskie stepy, bronił się przed wąglikiem, na chwilę wpadł do Chin i Mongolii, całymi godzinami badał moc elektrycznych węgorzy, narażając się na wielokrotne omdlenia, ale zawsze pamiętając o zapisaniu efektów doświadczeń (po wcześniejszym powrocie do świadomości).
Z każdego zakątka świata przywoził garść wiedzy o ludziach, obyczajach, tradycjach, a nade wszystko o przyrodzie, szkicując pejzaże, spisując zjawiska atmosferyczne, zbierając próbki flory.
W ciągłym ruchu, z głodem wiedzy, z otwartym umysłem tworzył (już w początkach XIX wieku!) podwaliny pod ruch ekologiczny!
Wspaniałe są opowieści o jego przyjaźniach - najbardziej wzrusza mnie chyba Goethe, który uwielbiał grzać się w cieple opowieści Humboldta o dalekich podróżach i odkryciach. Na berlińskie wykłady Alexandra przychodzili wszyscy - arystokraci, gońcy, kobiety (!), urzędnicy, studenci. Był jednym z pierwszych demokratycznych naukowców, który sposobem bycia (orator, pełen zapału i ognia) zjednywał sobie wielu zwolenników.
To dzięki wstawiennictwu cara zjechał Rosję, jego własny cesarz sponsorował liczne wyprawy, między innymi tę do Ameryki Południowej. Podczas podróży do USA dał wyraz swoim abolicjonistycznym przekonaniom zarówno podczas spotkań z prezydentem Jeffersonem, ale też w każdej innej sytuacji, gdy widział nierówność społeczną. Z jednej strony oddany w walce o prawa, z drugiej złośliwy i krytyczny wobec środowisk akademickich. Humorzasty i skromny, dowcipny i pełen rezerwy. Humboldt pełen był sprzeczności, emocji, pasji i szacunku. Choćby do świata.
I teraz przyszło mi na myśl, że Humboldt jest w tej biografii po trosze bohaterem romantycznym - z góry skazanym na przegraną. Po pierwsze, mało kto o nim dziś pamięta, po drugie idee, które opiewał nie spotykały się z uznaniem i poparciem (mówię o niektórych, jak te proekolgiczne), po trzecie - dla nauki poświęcił całe swe życie prywatne i majątek.
Pisał, ilustrował swe dzieła (wygooglajcie jego grafiki - dzieła sztuki). Po powrocie z Ameryk opublikował ponad trzydzieści tomów traktujących o przyrodzie i kulturze. A to wciąż mało, bo później powstał szeroko komentowany Kosmos.
Był człowiekiem Renesansu. Był wielkim piewcą natury i prostego życia.
Wielka postać, wielkie wrażenie, wielka sprawa.
PS I, choć z czasem autorka popada w coraz większe dłużyzny, pozbawione zresztą uroku, to jednak sam jej bohater dzielnie wygrywa z oratorskimi próbkami biografki. Humbold jest klasą samą w sobie.
A ja cały czas pod wrażeniem tej niezwykłej postaci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz