wtorek, 3 lutego 2015

Joanna Bator - Ciemno, prawie noc [recenzja]

Joanna Bator po raz kolejny wraca do Wałbrzycha. Tym razem jest to podróż bardzo mroczna i ciężka gatunkowo. Nic na to nie poradzę, ale obraz tego miasta tworzony przez autorkę powoduje, że jawi mi się ono jako wyblakłe, biedne, smutne, pozbawione perspektyw, dogorywające miejsce pełne frustracji i beznadziei. 
Tym razem bohaterką związaną z Wałbrzychem jest Alicja, gwiazda reportażu, specjalistka od tematów trudnych, która przyjeżdża do rodzinnego miasta, by napisać tekst o porywanych dzieciach.
Utrzymana w konwencji baśni, historia z pogranicza jawy i snu jest zgrabnym wybiegiem kompozycyjnym, który szalenie uatrakcyjnia powieść, nadaje jej wielowymiarowości. Taka zatarta bariera, nieoczywistość, dają pole do dopowiedzeń, spekulacji, co dla mnie jest niewątpliwą zaletą.
Rzeczona główna bohaterka, Alicja, to osoba pozornie racjonalna, twardo stąpająca po ziemi. Jednak z zderzeniu z całą hordą pozarzeczywistych zjawisk i postaci, traci na rozsądku i poddaje się wałbrzyskiej rzeczywistości. Stąd nie dziwą budzące grozę kotojady, stojące w opozycji kociotki, handlarze ludzkimi kośćmi (licytujący się kto gwizdnął lepsze szczątki i z jakiego grobu). Do tego należy dodać fałszywych proroków pod postacią Jana Kołka i Jerzego Łabędzia. Na dokładkę proponuje autorka burleskę na zapleczu sklepu mięsnego przemianowanego w zoologiczny i całą galerię barwnych osób, które towarzyszą Alicji na kartach powieści (trans bibliotekarka Celestyna, ogrodnik Albert w nieodłącznej pilotce, czy tajemniczy niemiecki Martin). A wszystko to doprawiane co chwilę opowieściami o księżnej Daisy, ostatniej pani na zamku Książ.
Równie malowniczo i niemożebnie prezentują się rodziny i opiekunowie zaginionych dzieci, z którymi Alicja przeprowadza wywiady. Bieda, pustka, marazm, wyuczona bezradność, a także mądrości czerpane z telewizji i sąsiedzkich plotek obnażają u rozmówców dziennikarki kompletną tępotę umysłową i ignorancję. Są oni bodaj smutniejsi aniżeli to podupadające miasto, nie stwarzające żadnych perspektyw. I ludzie i miasto są zupełnie bez sensu.
Obrazowy język powieści, podawany w nośny, intrygujący sposób budzi głód czytania, wciąga i nie pozwala oderwać się od książki. Przyznam jednak, że końcówka bardzo mnie zmęczyła. Finał przyspiesza, spiętrza i multiplikuje  fabularne osobliwości, które w tak dużym natężeniu przestały mi odpowiadać.
Sama historia Alicji, jej rodziny jest silną osią dla opowieści, co być może wynika tylko z wrodzonej u mnie namolności i wścibstwa, jednak ten wątek przekonuje mnie najbardziej.
Dużo by pisać o świecie przedstawionym, szkoda na to czasu, lepiej przeczytać Ciemno, prawie noc. Warto.

2 komentarze:

  1. Po takiej rekomendacji, muszę zajrzeć do tej książki. Koniecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zniechęcają mnie te poza rzeczywiste postacie i zjawiska...

    OdpowiedzUsuń