poniedziałek, 9 lutego 2015

Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre [recenzja]

Ach i och! Nieważne ile razy czytałam tę książkę, za każdym razem jestem pod jej wielkim wrażeniem, za każdym razem budzi we mnie wielkie emocje i sprawia mi niebywałą przyjemność. Tak samo było i teraz.
Pisząc o Dziwnych losach..., łamię zasadę, którą sama sobie narzuciłam. Chodziło mi w niej o omijanie klasyki, o której napisano już chyba wszystko, czasem nawet w dobrym stylu. Trudno, nie mogę się powstrzymać.
Powieść aż kipi od życia, uczuć, uniesień, wzruszeń. Niezależnie czy czytam o małej Jane głodującej w niedogrzanej szkole, czy też dorosłej pannie Eyre cierpiącej z niespełnionej miłości. Dzięki plastycznemu, bardzo sugestywnemu językowi pisarki, cały świat przedstawiony wydaje się być bliski, niemal na wyciągnięcie ręki. Skromna, odważna i niezłomna Jane, nieokiełznany, gwałtowny, operatywny (a przy tym jakże ujmujący) pan Rochester oraz cała galeria pomniejszych kreatur, które na tle tych dwóch wielkich postaci jeszcze mocniej akcentują swą interesowność i miałkość.
Autorka przez cały czas uwypukla problem samotności, nierówności społecznych, krzywdzącego podziału klasowego, który z góry zakazuje pewnych sytuacji, które mogą podchodzić pod mezalians. Główną bohaterką czyni zwykłą dziewczynę, która ma odwagę walczyć o siebie, swoje ideały, a także marzyć o czymś pozornie nieosiągalnym, W nawiązaniu do tamtych czasów założenia autorki były z gruntu bezczelne. Na jej przykładzie pokazała czym jest sprawiedliwość dziejowa, dała też nadzieję na to, że długotrwałe cierpienie może zostać wynagrodzone po stokroć. Siła jest kobietą, wiadomo nie od dziś, a perypetie panny Eyre znakomicie potwierdzają tę tezę.
Sierota, wzgardzona przez bogatych krewnych, posłana do ponurej szkoły z jeszcze straszniejszym internatem, gdzie pośród głodu i chłodu utrwaliła w sobie dumę, siłę ale i wrażliwość na krzywdę. Zdobyła wreszcie posadę guwernantki Adelki, wychowanicy pana Rochestera, która to praca zmieniła całe jej życie, a w pewnym sensie nawet go nauczyła. Jane stopniowo zaczyna interesować się swoim chlebodawcą, z czasem zauroczenie przeradza się w wielką miłość. Mimo początkowej oschłości i wielu bezceremonialnych uwag pan Rochester zapada na tę samą miłosną chorobę, co Jane. Jakie będą koleje ich uczucia? Ach, przeczytajcie sami. Emocje, uniesienia gwarantowane, podobnie jak utrata poczucia czasu, która zawsze zdarza się przy lekturze tej książki, wciąga ona tak niewiarygodnie, że człowiek kompletnie nie zauważa zmian pór dnia za oknem.
Poruszająca, wyjątkowa książka, do której warto wracać, która się nie nudzi i powoduje ciągłe westchnienia. W takim razie na koniec niech jeszcze raz wybrzmi przeciągłe ACH!!!!

2 komentarze:

  1. To wspaniałe, że literatura wzbudza takie pozytywne emocje i uniesienia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również czytałam tę książkę kilka razy i za każdym razem budzi emocje. To arcydzieło!

    OdpowiedzUsuń