poniedziałek, 17 czerwca 2013

Edmund White - Hotel de Dream [recenzja]

Smutek wyziera z każdej stronicy. Bohater dogorywa na suchoty, wraca wspomnieniami do Elliotta, młodego prostytuującego się chłopaka z Nowego Jorku, który był mu inspiracją dla powieści. Ponury obraz umierania pisarza, Stephena Crane'a przeplatany Malowanym chłopcem, opowieścią o homoseksualnej prostytucji, środowisku klientów nastoletnich chłopców, a także żebractwie i radzeniu sobie w XIX - wiecznym Nowym Jorku. 
Ciężko i gęsto jest na kartach powieści, na  skutek powyższej tematyki. Autor spisał własną wizję życia prawdziwego amerykańskiego pisarza, Crane'a, fabularyzując poszczególne znane epizody z jego życia. Mamy więc walkę Stephena z suchotami i malarią, jego podróże po zdrowie do Niemiec, związek z Corą o burzliwej przeszłości. Próbą odwrócenia uwagi od zataczającej coraz bliższe kręgi śmierci, jest opowieść o umalowanym jak kobieta nastoletnim Elliocie, który sprzedaje swoje ciało. Zagubionym, boleśnie niedorosłym chłopcu, którego życie wygląda na przegrane, skończone, choć na dobrą sprawę jeszcze się nie rozpoczęło. Crane poznał go swego czasu na ulicy i uległ fascynacji jego losami, w chwilach cierpienia i odchodzenia myślał o nim, próbując zbudować w miarę spójną historię życia tego małegio żigolo.
Powieść Hotel de Dream to obraz alienacji, wyobcowania homoseksualistów, męki ukrywania swoich prawdziwych skłonności. To gorzka historia o bliskości, uczuciach, przemijaniu, które następuje zbyt szybko, i o trudnym, mozolnym uświadamianiu sobie własnej tożsamości. 
Umęczyłam się klimatem opowieści, smutno mi. Kończę pisanie.

1 komentarz: