niedziela, 29 maja 2016

Harlan Coben - Nieznajomy [recenzja]

Przekład: Robert Waliś
Wydawnictwo Albatros
Warszawa 2016

Przeczytałam wszystkie książki Cobena i nie pamiętam ani jednego tytułu. Z Nieznajomym będzie tak samo, te jednowyrazowe tytuły bardzo szybko wypadają mi z głowy. 
Sama historia też za chwilę zostanie przeze mnie zapomniana, bo sprawia wrażenie dość miałkiej i silnie papierowej. Co się do licha dzieje z Cobenem, czy piszą już a niego tylko podstawieni ludzie, czy worek z pomysłami się wyczerpał? Z każdą książką jest coraz gorzej. Niestety.
Tym razem funduje nam autor/autorzy (?) dość nieprawdopodobną historię o pewnym gangu, który zajmuje się wyszukiwaniem w sieci kompromintujących informacji o ludziach, które to wiadomość wykorzystywane są później do szantażu. Czasem zaś sekreciki wychodzą na jaw tylko po to, by prawdy stało się zadość, bez gratyfikacji finansowej.
Właśnie dzięki cyberprzestępcom Adam Price dowiaduje się, że jego żona udawała ciążę. Podczas spotkania rodziców dzieci grających w lacorosse'a, podszedł doń obcy mężczyzna, przekazał tę hiobową wieść, dostarczył dowód, poświadczajcy prawdę i odszedł.
Od tego momentu życie Adama zmieniło się diametralnie, rzecz jasna, na gorsze.
Szajka dociera też do innych osób, nie zdając sobie jednak sprawy z tego, że naraża się na poważne kłopoty. Czasem można nadepnąć na odcisk komuś niebezpiecznemu i bezwzględnemu, wówczas myśliwy staje się ofiarą...
Moim zdaniem wszystkie wątki są tu potraktowane dość powierzchownie, zabrakło szczegółów, które uwiarygodniłyby całą intrygę. Postaciom brakuje charakteru, motywacje i wybory szajki szantażystów nie dają dostatecznych argumentów, które przekonywałyby czytelnika do celowości i sensowności ich działań. Adam, jego rodzina i ich perypetie wyglądają na wyrwane z kontekstu, pozbawione głębi, mało prawdopodobne.
Mam sentyment do Cobena i jego twórczości, zawsze chętnie wrócę do Myrona Bolitara i jego szalonych przygód, jednak każda kolejna książka Cobena (po Myronie), wydaje mi się pisana na siłę, na fali popularności dawnego bohatera, z obowiązku, by dowieść własnej wielkości i pomysłowości. A przecież nie od dziś wiadomo, że lepiej zejść ze sceny w szczytowej formie.
Bardzo kiepska książka, prosto z fabryki historyjek, marnych historyjek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz