Ladislav Grosman - Sklep przy głównej ulicy [recenzja]
W oczekiwaniu na styczniową premierę Sklepu przy głównej ulicy w Teatrze Żydowskim (z udziałem Danuty Szaflarskiej) z zaciekawieniem sięgnęłam po książkę.
Pierwsza Republika Słowacka, lata 40. XX wieku. To marionetkowe państwo utworzone przez nazistów po rozbiorze Czechosłowacji, państwo, które teoretycznie jako pierwsze dokonało masowych deportacji Żydów.
Wraz z autorem trafiamy do małego miasteczka, w którym na dobre rozpanoszyły się nazistowskie rządy. Główny bohater, stolarz Tono Brtko na razie stroni od rasy panów, jakoś to mu się udaje, ale jest okupione biedą i wiecznym gderaniem gnuśnej i marudnej żony, Eweliny. Dla niej największym wygranym w tej wojnie jest jej szwagier, Markus, który został faszystowskim komendantem. Dzięki swej pozycji rozdaje honory, decyduje o przejęciach żydowskich majątków.
Mimo wcześniejszych nieporozumień i rodzinnych niesnasek, Markus odwiedza biednych pobratymców, przedstawia Brtkowi propozycję przejęcia sklepu starej Lautmanowej. Ten manewr, udający hojny gest, ma za zadanie wciągnąć szwagra w antyżydowskie działania, ale przede wszystkim ma dopomóc w karierze Markusa. Bardzo źle wygląda niezaangażowany politycznie Brtko, a komendant chce piąć się dalej.
Choć początkowo wydaje się, że Tono jest człowiekiem moralnym, to cały nastrój książki powoduje silny niepokój, graniczący wręcz z pewnością, że stanie się coś złego. Chcę mu wierzyć, że nie ma złych zamiarów, jednak uległy charakter, zahukanie, znamiona strachu, a wręcz tchórzostwo, w które ubiera swego bohatera autor, pozwalają tylko czekać na jego ugięcie się, złamanie.
Tono poznaje Lautmanową, starutką właścicielkę sklepu z guzikami, która wydaje się nie mieć pojęcia w jak strasznych czasach przyszło jej żyć. Przygłucha, serdeczna i pełna dobrych chęci, myśli, że Brtko jest przydzielonym jej nowym subiektem, nie zdaje sobie sprawy, że pojawił się on po to, by pozbawić ją majątku.
Każde kolejne działania Tono pokazują, że jest on zagubionym, asekurantem o zajęczym sercu, który tak naprawdę marzy o spokoju i własnym warsztacie, w którym mógłby się oddawać renowacji mebli.
Cały czas czekałam na moment, w którym Tono się potknie, byłam ciekawa jak odnajdzie się w roli właściciela sklepu, jak potraktuje Lautmanową, która tak serdecznie się nim zajęła, tak dobrze go przyjęła. Nie potrafiłam jednak zgadnąć zakończenia, którego dramatyzm przerósł moje oczekiwania.
Grosman jest bardzo oszczędny w sformułowaniach. Nie epatuje wielkimi słowami, działa obrazowo, czasem tylko sugerując, dyskretnie podpowiadając czytelnikowi charaktery i zachowania swoich bohaterów. W prostocie siła, dlatego też wymowa i oszczędny nastrój utworu w efekcie robią na czytelniku tak kolosalne wrażenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz