Karl Ove Knausgård - Moja walka. Powieść 3. [recenzja]
Nie mogę się powstrzymać przed zamieszczeniem tutaj tego cytatu. Jest on tak mocny, emocjonalny, a zarazem najlepiej oddający prawdę o narratorze. Fragment ów opisuje matkę autora, o której pisze tak: Ocaliła mnie, bo gdyby jej nie było i gdybym dorastał z tatą, prędzej czy później, w taki czy inny sposób, odebrałbym sobie życie. No ale ona była, równoważąc mrok taty, ja żyję, a to, że żyję bez radości, nie ma żadnego związku z brakiem równowagi w dzieciństwie. Żyję, mam własne dzieci, a w związku z nimi zawsze zależało mi w zasadzie na jednej jedynej rzeczy, mianowicie na tym, żeby nie bały się własnego ojca.
Narrator opisując własne dzieciństwo, wraca do demonów (a właściwie demona) przeszłości, którym niestety okazał się ojciec. Strach przed nim zaczyna doskwierać i czytelnikowi. Gdy na podjeździe zatrzymuje się jego samochód, ściska mnie w gardle. Nigdy nie wiadomo było co wyprowadzi go z równowagi: niedokończona herbata, spóźnienie, niechęć do rozmowy. Każdy powód był dobry, by kpić z chłopca, stosować kary fizyczne czy psychiczne. Niezrównoważony, pełen kompleksów despota, który na zawsze zmienił psychikę synów.
W trzeciej części Mojej walki autor skupia się na dzieciństwie: od pierwszego świadomego wspomnienia, przez wcale nie beztroskie dzieciństwo, szkołę podstawową, pierwsze przyjaźnie, miłości, fascynacje muzyczne i literackie, po lata gimnazjum, ówczesne zabawy, dyskoteki, założenie własnego zespołu muzycznego.
Poślednie miejsce zajmują matka, brat, dziadkowie. Najważniejszymi postaciami są ojciec oraz podwórkowi i szkolni koledzy. Ich zależności, relacje, wspólne historie stanowią o kształcie i kolorycie tej książki.
Nie jest kolorowo, raczej szaro i buro w różnorodnych połączeniach.
Najbardziej niezwykłe jest to w jaki sposób opisuje własną codzienność, jak wiele pamięta, jak wiele dopowiada, jak umie sprostać pisarskiemu zadaniu.
Tworzy literaturę z niczego. Wspomnienie jedzenia śniadania czy okładanie książek niebieskim papierem staje się w wyobraźni i literackim przekładzie autora historią ważną, obrazową, potrzebną. Niesamowite jest to, jak potrafi on zaczarować czytelnika swoją historią, jakkolwiek jest ona banalna, zwykła i występująca w setkach tysięcy innych rodzin. Niezwykła zwykłość, która wciąga i porywa, aż do ostatniej strony.
Takie zwyczajne życie może porwać czytelnika- bo wtedy w bohaterze znajdujemy cząstkę siebie. A jak jeden despota potrafi zniszczyć życie innym...
OdpowiedzUsuń