sobota, 19 października 2013

Miriam Akavia - Jesień młodości [recenzja]

Pisarstwo Akavii od zawsze kojarzyło mi się z tęsknotą. Za szczęśliwym dzieciństwem, rodziną, młodością, która mogła być idylliczna, gdyby nie wojna, a także za miastem swoich urodzin, za Krakowem.
Bohaterem tej powieści jest brat autorki, Jeszajahu, zwany w rodzinie Iziu. Poznajemy go jako siedemnastoletniego uciekiniera z getta, który ukrywa się we Lwowie na aryjskich papierach, jako Jurek Kowalik.
Wystraszony, bez stałego zajęcia, żyjący w ciągłej niepewności jutra. Ta opowieść wiąże się z przenikliwym smutkiem, poczuciem beznadziei, brakiem perspektyw. Nie wiadomo na kogo można liczyć. Wczorajsi zaprzyjaźnieni sąsiedzi, dziś są zajadłymi wrogami. Strach zmienia ludzi.
Być może archaiczne, stylizowane dialogi mogą przeszkadzać, jednak dają one obraz ówczesnego świata, manier, etykiety i mody obowiązującej w rozmowach. Taki świat, taki język zapamiętała Akavia z polskiego dzieciństwa.
Wiadomo, że sprawa jest beznadziejna, bez pracy, kontaktów, z topniejącymi oszczędnościami nie da się przetrwać w wojennym świecie. Cuda w tamtym strasznym czasie zdarzały się nazbyt rzadko.
Po lekturze pozostaje niepokojące pytanie o to kim jesteśmy, a raczej kim okażemy się w godzinie próby? Obyśmy nigdy nie musieli się się sprawdzić w tej kwestii.

3 komentarze:

  1. pierwsze słyszę o autorce, ale chętnir się zapoznam

    OdpowiedzUsuń
  2. "Obyśmy nigdy nie musieli się się sprawdzić w tej kwestii". Dokładnie, oby nigdy do tego nie doszło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię książki, przy czytaniu których różne rzeczy trzeba przemyśleć... :) Coś czuję, że to pozycja idealna dla mnie :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń