środa, 9 grudnia 2020

Wiktoria Korzeniewska - Czerwona baśń [recenzja]

 

Wydawnictwo: Aniversum

Strasbourg 2020


Pierwsze skojarzenie: mrok. Druga myśl: fabryka metafor. Trzecie, najmniej pochlebne związane jest luźno z osobą Paulo Coelho, jego niby mądrościami i smrodkami dydaktycznymi. Wydaje mi się, że Korzeniewska momentami jest bardzo blisko banału i kiczu, który najmocniej kojarzy mi się wciąż z autorem "Alchemika".

Pierwsze i trzecie skojarzenia dominują przez całą książkę: baśń jest brutalna, momentami turpistyczna, a gdy Autorka oddaje głos swoim bohaterom, niejeden raz wpada w pułapkę moralizowania, zresztą, dość ciężką do strawienia.

Mamy oto dwie bohaterki, których historie biegną z początku dwoma nurtami: Jadis, zmierzającą do bajkowego lasu, gdzie w małej chatce mieszka jej babcia oraz Gretel, najbrzydszą we wsi dziewczynę, którą społeczność poświęca w darze panujące w lesie Tej. Oddając dziewczynę, wieś zapewnie sobie spokój na jakiś czas.

Obie bohaterki muszą zmierzyć się z tajemniczym i bardzo niebezpiecznym lasem, pełnym magicznych, bajkowych stworzeń, znanych z legend, podań, baśni czy starych pieśni czy rymowanek. Będą miały do czynienia z Horyzontem, chatką mającą własną wolę, Domownikiem, czy wreszcie z samym bezlitosnym Kościejem, prastarym bogiem władającym magią i zaświatami, bóstwem kochającym okrucieństwo.

Autorka przemyca wiele wierzeń słowiańskich, podań, ustnych przekazów, które towarzyszyły społecznościom przed wiekami. 

Jej pomysłem na fabułę jest skonfrontowanie tych mitycznym postaci z figurami z kultury popularnej: Kościej to Wilk, jedna z bohaterek to Baba Jaga, inna to Czerwony Kapturek. Jak to zagrało? Jak mitologia słowiańska odnalazła się w tym bardzo obrazowym sosie? Autorka tłumaczy to głosem jednego z bohaterów: "Ludzka wiara jest dla nas tym samym, czym dla człowieka chleb. Umieramy bez niej (...) Nastały czasy, kiedy mało kto już wie, kim naprawdę jest Kościej Nieśmiertelny. Jednak każde dziecko doskonale wie, kim jest Wilk z baśni. Wie, boi się go i w niego wierzy. I to jest właśnie mój chleb. Tym się żywię. Ten las jest jak baśń, a w baśni wszystkie role muszą być obsadzone".

Ważne, że wraca mitologia Słowian, że spod zmurszałego konaru na cmentarzysku literatury, na którym spoczywa coraz więcej ofiar insta świata, wychyla się niezbyt chodliwy temat dawnych wierzeń i obyczajów.

Sposób podania niewątpliwie ma związek ze znakiem czasów - sięgnięcie po znane postaci z dziecięcych bajek czyni całość łatwiej przyswajalną dla współczesnego czytelnika. Niestety. 

Przychodzi mi trochę na myśl twórczość Katherine Arden i jej powieści inspirowane folklorem słowiańskim, które zapoczątkował "Niedźwiedź i słowik". Tam pełno jest duszków domowych, leśnych, wodnych, wiedź, wilkołaków itp. TUTAJ I tak, jak pojawienie się Arden było zjawiskiem - młoda Amerykanka pisząca o gusłach z dawnej Rosji, tak Korzeniewska wydaje się bardziej oczywista, czy to poprzez bliskość geograficzną czy może mniejsze zaskoczenie tematyką (Autorka jest filolożką).

Jedno jest pewne, za każdą próbę zwrócenia uwagi na mitologię i wierzenia Słowian, należą się pochwały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz