niedziela, 12 marca 2017

Rose Tremain - Lato zimą [recenzja]

Przekład: Anna Przedpełska - Trzeciakowska
Wydawnictwo W.A.B.
Warszawa 2016

Objawienie! I, jak zwykle, tytuł oryginalny o niebo lepiej oddaje zawartość zbioru.
Zdumiewa mnie wielość wcieleń autorki, a raczej spektrum jej możliwości opisywania, podawania czytelnikowi kolejnych historii, tak różnych od poprzednich. Szeroki wachlarz ludzkich charakterów, zachowań, wyborów dodaje zbiorowi atrakcyjności, powoduje zachłyśnięcie i oczarowanie warsztatem autorki.
Każda kolejna opowieść jest lepsza, a zarazem tak samo dobra jak poprzednia. Nie umiem wybrać faworytki, nie potrafię wskazać zwycięskiego, ulubionego opowiadania. Zupełnie jak u Kereta (choć inny gatunek) - co opowiadanie, to ulubione. Jestem zdumiona własnym zachwytem.
Choć, nie jest on wydumany - ascetyczna, a jednocześnie obrazowa narracja, historie pełne namiętności, choć, stonowanych (w opisie), a buchających (na marginesie tego co niedopowiedziane). Dla mnie bomba! (tytuł umyślnie pożyczony ze spektaklu Teatru Żydowskiego).
Rose Tremain ma talent do opisywania zawiłych, nieszczęśliwych kobiecych losów. Jedna z jej bohaterek zostaje kochanką poważanego fotografa (zdumiona porzuceniem, które przecież musiało nastąpić), inna zaś, to stateczna, starsza pani, która wraz z mężem ucieka do letniego kanadyjskiego domu od dorosłej, toksycznej córki. Proza Tremain jest surowa, oszczędna i bardzo skupiona. Nie ma tu zbędnych słów, rozpasanych opisów, które nie służą niczemu (poza samochwalstwem autora). Jest skondensowana, esencjonalna proza, która dotyka sedna.
Nie każde opowiadanie jest wybitne. To prawda. Jednak całość tworzy tak silną, spójną całość, że wszelkie ewentualne uchybienia, słabostki tracą na znaczeniu w ogólnym rozrachunku. 
Polski akcent (Ochmistrzyni) aż skrzy się emocjami i utajonymi uczuciami. Dekadencka, bardzo surowa, a jednocześnie mocno brytyjska opowieść aż domaga się ciągu dalszego, całej wielkiej powieści. Zresztą, niemal każde opowiadanie doskonale sprawdziłoby się w rozszerzonej formie - biegłość w tworzeniu charakterów, swoboda w operowaniu trudnych tematami, emocjami, wyborami, tylko dodaje autorce chluby.
Nie mogę wprost opanować się przed chwaleniem Tremain. Znakomicie oddaje to co najbardziej cenię w literaturze - skondensowaną formę, oszczędność słów, a także nienachalną dobitność, która mocno się akcentuje, nie pozostawiając u czytelnika niesmaku.
Świetne, skrojone na miarę historie. Chcę więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz